Pamiętniki z okresu II wojny światowej, a jednak coś nowego!

26.05.2018 Redaktor

niby temat z brodą, ale są książki, ktore czytać warto

Obrazek niżej podpisany
Karta Lehndorff
dr Klukowski Karta

Przeczytałam w ostatnim tygodniu dwie ciekawe książki. Obie pozycje to pamiętniki. Autorami obu są lekarze. Obie są diariuszami z okresu II wojny światowej.

Autorem „Zamojszczyzny” jest polski lekarz, który młodość spędził w Moskwie, a studia i życie zawodowe w Polsce, polski patriota.
Lekarz, który pisze kroniki od I Wojny Światowej, kończy zapiski w latach pięćdziesiątych XX wieku. Jego życie koncentruje się w Szczebrzeszynie, w pobliżu granicy ukraińskiej.
Autorem drugiej pozycji jest hrabia Lehndorff, mieszkaniec pięknego Królewca, ze sławnym uniwersytetem. Pamiętam ulicę Królewiecką w Elblągu, gdzie się urodziłam.

Obie książki są świetne i godne polecenia.

Klukowski jest rzetelnym kronikarzem, nie wybiela (no, prawie) „naszych”, kieruje szpitalem w okresie międzywojennym, także w czasie okupacji, dopiero wkrótce po wojnie zostaje pozbawiony stanowiska. Jest świadkiem okropnych wydarzeń, ma dylematy moralne, choć stara się robić, co może dla ratowania ludzkiego życia, niezależnie jak okrutne są warunki. Podziwiam jego niezłomność i odwagę. Rozumiem jego dylematy moralne, jego niezgodę na okupację niemiecką a potem sowiecką. Do końca życia (1959) nie czuł się jeszcze w wyzwolonej Polsce.
Pamiętniki pisane są prostym, rzeczowym językiem. Pisze, bo ma potrzebę zapisania historii dla potomności. Bez upiększania podaje fakty niemieckiego okrucieństwa, polskiego okrucieństwa, sowieckiego okrucieństwa, niedoli żydowskiej, najtragiczniejszej bo masowej i niezasadnej z każdego punktu widzenia. Jest jednak patriotą, wspiera AK do końca życia, choć ma dylematy moralne, gdy wspomina o żołnierzach wyklętych. Jeżeli chodzi o religijność, stoi z boku. To go odróżnia od następnego autora.

Dylematów moralnych nie ma drugi autor. Też lekarz, pochodzący ze znanej w Prusach rodziny. Opisuje on rozpad świata w latach 1945-1947. Prusy należały do Rzeszy, więc jego koszmary zaczęły się później niż koszmary Klukowskiego. Ponadto Lehndorff jest głęboko religijnym człowiekiem i dla niego metafizyczny porządek, przykazania Boże są ponad wszystkim. Rozumie, że Hitler i niemieccy naziści wywołali ten kataklizm, zapisuje swoje obserwacje rozpadu świata. Zniknęła kultura, humanizm, człowiek zmienia się w bezwględną bestię. Lehndorff też leczy ludzi tam, gdzie go los rzuci. Każdego. Pisze językiem literackim, tłumaczenie jest dobre, bardzo to miłe.
Nie mam doświadczeń z Zamojszczyzny, natomiast wychowywałam się w dawnych Prusach Wschodnich. Pamiętam „Niemkę” mieszkającą na poddaszu naszej kamiennicy, której wszyscy, z wyjątkiem mojej matki, dokuczali. Była wdową po Polaku i chciała umrzeć w swoim mieście, Elbingu. Umarła wkrótce. Wspominam przyjaciela lat dorosłych, który też zdecydował się zostać w Elbingu, nauczyć polskiego języka, bo nie wszystkim pozwolono wyjechać. Urodził się w Faulen, o którym wspomina w pamiętnikach hr Lehndorff. Ożenił się z miejscową Niemką. Była ich grupa, nieżyczliwie przyjmowana w otoczeniu, spotykali się gdzieś na wyspie, czy w okolicach Kadyn, bo ze sobą czuli się spokojnie. Czemu się dziwić?
Do Dziennika z Prus Wschodnich dołączono dwa artykuły, by czytelnik nie pobłądził w ocenach. Wstępny napisała Pani Ewa Czerniakowska. Ciepły i rozumny. Tak jak powinno być w książce, by nie pouczać autora, by mu nie wypominać, czego nie napisał, itd.

Na zakończenie jest dołączone Posłowie prof. Piotra Madajczyka, znanego historyka. Profesor Madajczyk tłumaczy nam, jak mamy odczytywać książkę. Wytyka autorowi, że pominął dowody hitlerowskiego ludobójstwa. Zarzuca autorowi, że nie przywiązuje wagi do związków przyczynowych między niemiecką polityką okupacyjną a zachowaniem czerwonoarmistów. Zapomina, że ocenia diariusz, własne zapiski lekarza, który drukuje to, co widział, czego doświadczył. Profesor Madajczyk długo rozpisuje się także nad stosunkiem kościoła niemieckiego do faszyzmu, zarzucając im to i owo. Analizuje zachowania mentorów odłamu kościoła luterańskiego, do którego należał Lehndorff. A autor w swojej książce cytuje wyjątki z pisma świętego i modlitwy, które pomagały mu przetrwać i nie zawieść Boga. Dlaczego miałby dywagować o politycznej roli swojego kościoła?
Profesor Madajczyk pisze o „trudnym problemie stosunku żołnierzy Armii Czerwonej do ludności na zajętych obszarach.” Pamiętników Prof. Madajczyka bym nie czytała, bo zamiast opisu zdarzeń, opisu degradacji człowieka, dostałabym uwagi o trudnym problemie…
Przecież nie było problemu. Były rzezie i zezwierzęcenie, choć szkoda zwierząt do tego mieszać. Wiadomo, że wysiedlenia Niemców były tak samo brutalne, jak wysiedlania Polaków w latach poprzednich. Grzechy innych nie odpuszczają grzechów twoich. Profesor nas pociesza, że brutalność wysiedleń nieco zmalała w latach następnych. I zamiast pisać o tym, co jest w książce, pisze o tym, co powinno być. Ponadto daje nam wykład z historii, którą na pewno dobrze zna, nie przeczę. Zna fakty, a my czytamy książkę, by poznać nie tyle fakty, co obrazy z przeszłości, by zrozumieć, że osiągnięcia cywilizacyjne nie są dane na zawsze. Że zawsze się może trafić tyran, satrapa, oszołom, który zniszczy życie ludzi i ich kulturę.
I żebyśmy się zastanowili, czy wiara w metafizyczny porządek pozwala nam zachować moralność. Żebyśmy jak ognia unikali despotów.

Polecam obie książki. Doskonale się uzupełniają. Obaj autorzy nie pałają nienawiścią do żadnej nacji (no, może Klukowski do komunistów, z czasem, a Lehndorff do hitlerowców, od początku). Obie są doskonale wydane. Pogratulować.

1. Zamojszczyzna 1918–1959
Zygmunt Klukowski
Seria: Świadectwa
Wydawnictwo: Karta, 2015

2. Dziennik z Prus Wschodnich
Zapiski lekarza z lat 1945-1947
Hans von Lehndorff
Wydawnictwo: Karta, 2013.

Zobacz zdjęcia jako osobne strony: dr Klukowski Karta * Karta Lehndorff