OKULARY TADEUSZA RÓŻEWICZA

21.05.2021 Jan Owczarek

Tadeusz Różewicz był niewątpliwie najznamienitszym poetą na Dolnym Śląsku. Tym bardziej, że uważany jest za ojca współczesnej poezji. Przypisuje mu się słowa, które tak naprawdę wypowiedział lewicowy myśliciel Teodor Adorno: Czy możliwa jest poezja po Oświęcimiu?

Obrazek niżej podpisany
Michał Kobyliński/Wikimedia
Tadeusz Różewicz i Guenter Grass

Wrocław. Południowa dzielnica – Krzyki. To jedna głównych dzielnic stolicy Dolnego Śląska. Jej kręgosłupem jest szeroka aleja Powstańców Śląskich. Środkiem zadrzewionej alei przetaczają się z niebieskie tramwaje. Szczególnie w maju Krzyki są piękne. Spędziłem tu trzy lata podczas moich polonistycznych studiów. Mieszkałem w męskim akademiku „ITD” przy ulicy Pocztowej 9. Teraz w miejsce domu studenckiego znajduje się tam Instytut Filologii Słowiańskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Dwa kroki od ruchliwej alei Powstańców Śląskich. Piękny duży ogród za budynkiem poczty. Tuż zaraz Wiśniowa i przy niej wieża kościoła świętego Augustyna, do którego uczęszczałem na mszę świętą, a czasem, żeby się pomodlić. Na przedłużeniu Pocztowej, bardzo krótkiej, zakończonej stojącą przy jej wylocie piękną zabytkową wieżą ciśnień (teraz punkt widokowy i kawiarnia) znajduje się ulica Januszowicka. Pełna urokliwych domów willowych, ukwiecona i zadrzewiona prowadzi do Parku Południowego. To przy tej niewielkiej i spokojnej uliczce mieszkał Tadeusz Różewicz, jeden z największych dwudziestowiecznych polskich poetów. Wiedziałem tylko tyle, że jest w tej parafii, bo pochwalili się kiedyś tym faktem ojcowie kapucyni ze Świętego Augustyna.

Tadeusz Różewicz był niewątpliwie najznamienitszym poetą na Dolnym Śląsku. Tym bardziej, że uważany jest za ojca współczesnej poezji. Przypisuje mu się słowa, które tak naprawdę wypowiedział lewicowy myśliciel Teodor Adorno: Czy możliwa jest poezja po Oświęcimiu? Odpowiem: Oczywiście, że jest możliwa, czego dowodzą fakty. Ale Różewicz wyniósł odmienne przeświadczenie z konstatacji Adorno: Jeżeli poezja ma istnieć, musi być inna. Jaka? Musi być pozbawiona ornamentów, kolokwialna, powściągliwa. Nie powinna być „zabawą” w układanie rymów. Ściszona, jakby mówiona na wielkim cmentarzu. Cmentarzysku. I ta koncepcja, według której powstała Różewiczowska konwencja, stała się źródłem inspiracji dla sporej grupy młodszego pokolenia poetów, nie tylko polskich ale też europejskich i amerykańskich. Dzisiaj upowszechniona i zwulgaryzowana (wręcz dosłownie) staje się rzeką kolokwialnego bełkotu. A przecież nie o to chodziło Różewiczowi.

Już pierwszy tom jego poezji pt. „Niepokój” (1947) przynosi wyraźną zmianę obowiązującej dotychczas poetyckiej dykcji. Lapidarność, powściągliwość, kolokwialność. Delikatne operowanie aluzją, ironią. Świadoma struktura wiersza, w którym leksykalne czy słowotwórcze tropy stylistyczne zostają zastąpione przez środki składniowe. Różewicz lubi w poezji jasność. Do tego dochodzi nuta optymizmu mimo pamięci o koszmarze wojny. Wojna to często przywoływany motyw tej twórczości. Poza tym kwestia przemian społecznych, obyczajowość i świadomość ludzi, przede wszystkim Polaków, w drugiej połowie XX wieku. Autoteliczność czyli pisanie o sensie pisania poezji. Także o literatach – niekoniecznie z sympatią. Albo o nękających go telefonami osobach z pretensjami do bycia poetkami. Poeta ucieka w ciszę. Jest życzliwy „człowiekowi prostemu”, rozumiejącemu świat „po prostu”.

Jednym z najczęściej przywoływanych wierszy jest wiersz Ocalony. Nie chcę tu powielać licznych komentarzy, w tym szkolnych „ściąg”, od których roi się w Internecie. Wspomnę jedynie, że wiersz mimo nowej formuły wersyfikacyjnej i językowej jest spięty klasyczną klamrą: Mam dwadzieścia cztery lata/ ocalałem/ prowadzony na rzeź. Dramaturgia tego wiersza ma niemal siłę greckiej tragedii. Lapidarność i powściągliwość. Doświadczenie zagłady, które bohater wiersza przeżył (Różewicz był podczas wojny w partyzantce i nie był więźniem obozów koncentracyjnych), pozbawia go poczucia sensu. Sens straciło życie, pojęcia są tylko wyrazami. Bohater wiersza mówi, że jednako waży cnota i występek/ widziałem/ człowieka który był jeden/ występny i cnotliwy. System wartości uległ rozchwianiu, załamał się. Tak nie da się żyć, dlatego w dalszych słowach Ocalony mówi: Szukam nauczyciela i mistrza/ niech przywróci wzrok słuch i mowę/ niech jeszcze raz nazwie rzeczy i pojęcia/ niech oddzieli światłość od ciemności. Wyraźne są tu aluzje do Biblii. Wiersz jest poetyckim uzasadnieniem zmiany spojrzenia na świat, w którym człowiek był traktowany jak zwierzę. Świat w którym zamiast miłości bliźniego zwyciężył pogląd skrajnie utylitarny, w myśl którego człowiek jest elementem anonimowej masy i można z nim zrobić wszystko.

Warto zwrócić uwagę na wiersz Poetyka (cykl Wiersze i obrazy). Autor, który jest tutaj podmiotem lirycznym i bohaterem wiersza, mówi: Czysty jest śpiew/ poety/ który służy/ dobrej sprawie. Inicjalna zwrotka ma wyraźny charakter aksjologiczny. Jeśli poezja ma istnieć, powinna służyć dobrej sprawie. Jej siła nie polega na wpisaniu się w określoną strategię poetycką, konwencję. Poeta pisze wiersze proste. Ich prostota tak naprawdę wymaga kunsztu. Umiejętności eliminacji tego co zbędne. Właściwej i logicznej, spoistej formy. Różewicz na ogół pisał teksty krótkie, co uznane zostało za właściwość jego poetyki. Ale przecież w wielu następnych tomach poetyckich znajdziemy liczne teksty wielostronicowe. Na zaczepki w stylu: Mistrzu, czy te teksty muszą być takie długie?, poeta spokojnie odpowiadał: Tak, muszą. Charakter tego rodzaju pytań świadczy o jedynie pozornym rozumieniu sensu, nie tylko Różewiczowskiej, poezji. Nie chodzi tu przecież o jakieś głupie wierszówki. Istota długości tekstu nie polega na tym, że w krótkim wierszu autor ma mniej do powiedzenia, a w dłuższym więcej, tylko na tym, że tekst dłuższy nasyca treść odpowiednią barwą, przywołuje konieczne odniesienia, staje się pieśnią. Bo mimo rezygnacji przez Tadeusza Różewicza z tradycji wersyfikacyjnej i mimo odrzucenia tradycyjnych tropów stylistycznych jego teksty wciąż zachowują melodię. Dlatego, nie wątpię, utwory autora Nożyka profesora są autentyczną i niekłamaną poezją.
W dalszych słowach wiersza Poetyka Różewicz wyraża niezwykle ważny pogląd, w którym mówi o tym, co jest fundamentem poezji:

Rozpadają się słowa
którym odjęto miłość
bez niej nasza pieśń
jest jak brzęk owadów
jak barwa woskowych owoców
jak wrzask mosiężnych blach
jak krzyki pijanego
jak milczenie przedmiotów


Znów słyszymy tu aluzję do Hymnu świętego Pawła z 13 Listu do Koryntian. Poezję warto pisać, jeśli ma ona ocalać to, co jest wartościowe, dobre i piękne (Czymże jest poezja, jeśli nie ocala narodów ani ludzi – pisał podobnie Czesław Miłosz). I dalej:
Pieśń bez miłości
jest martwa
odwróci się od niej lud
obojętny i surowy

Słowa te brzmią, jakby mówił grecki chór. A przecież to nowatorska poezja. A to jeszcze nie koniec wiersza. W drugiej jego części poeta – bohater wiersza pisze, że kiedyś myślał o liryce w ten sposób, jak się powszechnie myśli, że słowa są lekkie/ jak puch/lśniące jak jedwab/…że można z nich układać obrazy/których wieloznaczność/ kryje w sobie bogactwo. Tymczasem poetyckie słowa niesie samo życie: słowa pożegnania/ i słowa nienawiści/ a potem słowa miłości/…wydrapane/ na więziennym murze/ słowa nadziei/ Wszystkie one były jednoznaczne/ nie było między nimi/ porównania ani przenośni/ peryfrazy ani hiperboli/ Ale miały w sobie moc sądzenia/ i moc wzrostu/ i miały moc tworzenia.

Tadeusz Różewicz uważa słowo poetyckie za rzeczywistość obdarzoną mocą tworzenia. Stwarzania. To przecież archetypiczny sposób myślenia o mocy sprawczej Słowa (znów Biblia). Ograniczę tu się do stwierdzenia, że właśnie w owej prawdzie poetyckiego słowa tkwi siła Różewiczowskiej poezji i dramatu. W moim bardzo krótkim, nie mającym pretensji do choćby próby uchwycenia bogactwa twórczości wrocławskiego poety, sygnalizuję tylko istotny zrąb tego niezwykłego dzieła. Oczywiście są wiersze i dramaty, które mogą rodzić chęć polemiki (tytułów nie będę przywoływał), ale nie zmienia to faktu, że poezja i dramaty Różewicza są zjawiskiem niezwykłym, powszechnie uznanym. Niektórzy twierdzą, że Różewiczowi należał się nie jeden, a kilka Nobli. Wiemy jednak, że takiego wyróżnienia poeta nie otrzymał. Jest za to doktorem honoris causa ośmiu uniwersytetów, laureatem kilku literackich nagród, kawalerem Krzyża Wielkiego Orderu Odrodzenia Polski. Tadeusz Różewicz nie należał do ambicjonerów kolekcjonujących wyróżnienia i pchających się przed światła reflektorów i fleszy. W ciszy ulicy Januszowickiej we Wrocławiu, z daleka od zgiełku i blichtru, powstawały liczne tomy wierszy i dramaty takie jak sławna Kartoteka czy Przyrost naturalny i Śmierć starych dekoracjach. W późniejszym okresie życia poeta niechętnie wyruszał w podróże. Był zdeklarowanym domatorem. Jednak udało się „wywabić” Tadeusza Różewicza w Karkonosze.

Zasługa to dyrektora Muzeum Sportu i Turystyki w Karpaczu doktora Zbigniewa Kulika, który zabiegał o przyjazd Tadeusza Różewicza do miasta u stóp Śnieżki, a oficjalnie poetę zaprosiło miasto Karpacz. Różewicz spędził w Karpaczu kilka dni, ciesząc się pięknem Gór. Potem była następna wizyta. Poeta przyjął kolejne zaproszenie, a od władz Karpacza oraz od włodarzy Jeleniej Góry (odwiedził poeta Dom Gerharta Hauptmanna w Jagniątkowie) przyjął tytuł honorowego obywatela tych miast.
W Karpaczu Tadeusz Różewicz spotkał się też ze znanym mu z dawniejszych lat emerytowanym dyrektorem wrocławskiego Teatru Pantomimy Henrykiem Tomaszewskim, mieszkającym pod Śnieżką. W trakcie spotkań, których było kilka, artyści planowali wystawienie sztuki w budynku niedawnego - dawnego dworca kolejowego w Karpaczu. Jednak Henryk Tomaszewski zmarł i został pochowany na kameralnym cmentarzu ewangelickim przy sławnym drewnianym norweskim kościółku Wang. W późniejszym czasie podczas jednej z rozmów Zbigniew Kulik ośmielił się zapytać autora Kartoteki, czy gdy przyjdzie czas pożegnania, poeta nie zechciałby spocząć u stóp Karkonoszy. Poeta uznał tę propozycję za wartą zastanowienia i następnie przyjął ją w napisanym prze siebie oświadczeniu woli.

W 2006 roku została wydana piękna publikacja autorstwa Zbigniewa Kulika, będąca plonem sesji z zdjęciowej z udziałem poety i jego żony Wiesławy, która znając niechęć męża do „obfotografowywania”, wsparła autora zdjęć, będącego także znakomitym fotografikiem. Ten niewielki ale piękny albumik nosi tytuł „Tadeusz Różewicz w Karkonoszach”. Pięć lat później wyszła drukiem kolejna okolicznościowa książka z tym samym tytułem, ale objętościowo znacznie obszerniejsza, bo powiększona o kolejne zdjęcia oraz o wiersze i komentarze poety. Wśród nich znajdziemy Gawędę o spóźnionej miłości, poemat o Śnieżce, o Muzeum Zabawek, o wybitnej polskiej himalaistce Wandzie Rutkiewicz. Wiersz zaczyna się od słów: Liczę sobie/ 75 lat/ i wypisz wymaluj/ zakochałem się w Karkonoszach/ które mają/ około 450 milionów lat (…). Delikatna ironia, tak charakterystyczna dla autora Niepokoju, jest też refleksją nad upływającym nieubłaganie czasem.

Poeta, pochodzący z szeroko pojętej Ziemi Łódzkiej stał się admiratorem Gór Olbrzymich. Kilka lat później, w 2014 roku w kwietniu, Tadeusz Różewicz zmarł we Wrocławiu,jednak, zgodnie z jego wolą, odbył się jego pogrzeb na Cmentarzyku przy Wangu. Autor Kartoteki rozrzuconej spoczął obok Henryka Tomaszewskiego. Razem spoglądają ku potężnej Śnieżce, tonącej w chmurach albo ciemno spoglądającej ku przepaściom albo rozzłoconej lśniącym w słońcu śniegiem. Zwróciłem uwagę podczas pogrzebu poety jego fotograficzny „uśmiechnięty” portret, któremu towarzyszył napis: Uśmiechnij się. To chyba ważne i piękne przesłanie.

Różewicz spoczywa przy Wangu, a w gablotce w Muzeum Sportu i Turystyki Górskiej spoczywają jego …okulary. Opowiadał Zbigniew Kulik, że zdarzyło mu się poprosić poetę podczas jednego ze spotkań o jakąś pamiątkę do muzeum. I poeta, nie namyślając się wiele, podarował dyrektorowi tej zacnej placówki swoje okulary. Jest w tym wydarzeniu okruch pewnej symboliki. Ten skromny przedmiot, który towarzyszył poecie i oglądał rękopisy i maszynopisy jego utworów, teraz oglądają inni i, niejako, mogą spojrzeć na świat przez poetyckie okulary. Jest tu też i Herbertowska refleksja o trwałości osobistych przedmiotów, które trwają częstokroć dłużej niż krucha ziemska egzystencja.
Na jednym ze zdjęć Zbigniewa Kulika widzimy poetę wędrującego samotnie leśną dróżką przez rozświetlony, jasny od soczystej wiosennej zieleni las. Dróżka prowadzi w stronę Gór. Ku nowym widokom. Ku niezwykłym pełnowymiarowym pejzażom malowanym dla każdego z nas przez Boga.

Zobacz zdjęcia jako osobne strony: Tadeusz Różewicz i Guenter Grass