dla mnie najlepsza książka 2017 roku!
Zamiast zabijać karpia siedziałam do rana nad książką Bartka Kieżuna, „Italia do zjedzenia”. Już nie mam siły na porządki, a tym bardziej na mordowanie niewinnej ryby. Dwa tygodnie temu spacerowałam po Florencji, potrzebowałam więc jeszcze trochę Italii. Sztuka renesansu, smaczne jedzenie, radośni ludzie. Nawet jak sobie „nawtykają” z zapałem to jakoś bez nienawiści i zawiści. Obserwowałyśmy na przykład scenę na ulicy, stojąc jak inni obok i się uśmiechając: Młoda dziewczyna rzuca na ulicę dwa duże pakunki z zakupami i torbę, nie patrząc gdzie rzuca i podbiega parę metrów do faceta w samochodzie, który jej coś tam zawinił, pewnie zajechał drogę. Facet uchylił okno i słuchał jej wymyślań, jakby sobie zasłużył. Tyle było pasji w tym ochrzanianiu, że aż miło. Nikt nie wykorzystał sytuacji i nie ruszał własności tej wkurzonej panny. Piekne przedstawienie i wspaniała gestykulacja, przy której pakunki na pewno by przeszkadzały. Jak nie kochać Włoch?
I oto kupiłam sobie na Gwiazdkę pięknie wydaną książkę Kieżuna. Duża, z wspaniałymi ilustracjami (sztuka fotografii w najlepszym wydaniu!), krótkie wspomnienia, pełne anegdot, ciekawostek z dziedziny sztuk pięknych, no i rejestr osobistych smakowych doświadczeń. Przepisy świetnie podane, aż ślinka cieknie, jak dla mnie idealne, żadne tam 5-ciodaniowe obiady ale same dobre włoskie, przez wieki wypracowane przekąski, przegryzki i pojedyncze dania. Lubię, gdy bohaterem posiłku jest jakiś jeden produkt, oczywiście wzbogacony o dodatki, ale jak dzieło sztuki – bez przeładowania wrażeniami.
Bo Pan Bartek Kieżun, autor książki lubi, jak sam pisze: „jedzenie, podróżowanie i sztukę”. I na tym się dobrze zna. Jego literackie zainteresowania są bardzo zbliżone do moich, jak na przykład wspomina Livię, przy okazji zwiedzania Boccadasse, też wiem, że to partnerka komisarza Montalbano. W innym miejscu mówi, że Wenecję w dużej mierze odkrył dla niego Brunetti. Gdy pisze na przykład o Parmie (szynka parmeńska), wspomina, niemal w stylu Eco:
„Od Micheli dowiedzieliśmy się, że kluczową rzeczą w Parmie jest wiatr, który dość często wieje właśnie od morza – to on tak świetnie suszy prosciutto i culatello. Mieszkańcy położonej nieopodal Modeny twierdzą, że z tym wiatrem bywa różnie i wcale nie wieje on tak często, jak utrzymują mieszkańcy Parmy. Ci, których sprawa dotyczy bezpośrednio, twierdzą, że to złośliwy charakter mieszkańców Modeny sprawia, że nie czują oni podmuchów.”
Gawędy i przepisy ułożone są w książce według kolejności konsumpcyjnej. Najpierw Pane (chlebki, focaccia, bułki), potem antipasti, primi (zupki, ravioli itd.), secondi (mięsne dania), no i dolci (słodkie desery). Autor zjeździł całe Włochy, więc przepisy i ciekawostki o sztuce są z całego kraju. Smaki: konsumpcja Italii oczami, językiem i duszą. Wszystkie potrawy można sobie przyrządzić pojedyńczo. A jak autor napisał, że najpiękniejsze dla niego to Piazza Navona i Florencja to go pokochałam!
Polecam, to album i książka w jednym. Przez połączenie wyszukanej formy i treści jest to być może najpiękniejsza książka, którą miałam w ręku.
Najtaniej jest w Merlinie, dostawa do kiosku Ruchu za darmo.
Polecam.
Bartek Kieżun, Italia do zjedzenia, wyd. Buchmann, 2017