Italia od najlepszej strony

24.12.2017 Redaktor

dla mnie najlepsza książka 2017 roku!

Obrazek niżej podpisany
merlin
Italia do zjedzenia

Zamiast zabijać karpia siedziałam do rana nad książką Bartka Kieżuna, „Italia do zjedzenia”. Już nie mam siły na porządki, a tym bardziej na mordowanie niewinnej ryby. Dwa tygodnie temu spacerowałam po Florencji, potrzebowałam więc jeszcze trochę Italii. Sztuka renesansu, smaczne jedzenie, radośni ludzie. Nawet jak sobie „nawtykają” z zapałem to jakoś bez nienawiści i zawiści. Obserwowałyśmy na przykład scenę na ulicy, stojąc jak inni obok i się uśmiechając: Młoda dziewczyna rzuca na ulicę dwa duże pakunki z zakupami i torbę, nie patrząc gdzie rzuca i podbiega parę metrów do faceta w samochodzie, który jej coś tam zawinił, pewnie zajechał drogę. Facet uchylił okno i słuchał jej wymyślań, jakby sobie zasłużył. Tyle było pasji w tym ochrzanianiu, że aż miło. Nikt nie wykorzystał sytuacji i nie ruszał własności tej wkurzonej panny. Piekne przedstawienie i wspaniała gestykulacja, przy której pakunki na pewno by przeszkadzały. Jak nie kochać Włoch?

I oto kupiłam sobie na Gwiazdkę pięknie wydaną książkę Kieżuna. Duża, z wspaniałymi ilustracjami (sztuka fotografii w najlepszym wydaniu!), krótkie wspomnienia, pełne anegdot, ciekawostek z dziedziny sztuk pięknych, no i rejestr osobistych smakowych doświadczeń. Przepisy świetnie podane, aż ślinka cieknie, jak dla mnie idealne, żadne tam 5-ciodaniowe obiady ale same dobre włoskie, przez wieki wypracowane przekąski, przegryzki i pojedyncze dania. Lubię, gdy bohaterem posiłku jest jakiś jeden produkt, oczywiście wzbogacony o dodatki, ale jak dzieło sztuki – bez przeładowania wrażeniami.
Bo Pan Bartek Kieżun, autor książki lubi, jak sam pisze: „jedzenie, podróżowanie i sztukę”. I na tym się dobrze zna. Jego literackie zainteresowania są bardzo zbliżone do moich, jak na przykład wspomina Livię, przy okazji zwiedzania Boccadasse, też wiem, że to partnerka komisarza Montalbano. W innym miejscu mówi, że Wenecję w dużej mierze odkrył dla niego Brunetti. Gdy pisze na przykład o Parmie (szynka parmeńska), wspomina, niemal w stylu Eco:

„Od Micheli dowiedzieliśmy się, że kluczową rzeczą w Parmie jest wiatr, który dość często wieje właśnie od morza – to on tak świetnie suszy prosciuttoculatello. Mieszkańcy położonej nieopodal Modeny twierdzą, że z tym wiatrem bywa różnie i wcale nie wieje on tak często, jak utrzymują mieszkańcy Parmy. Ci, których sprawa dotyczy bezpośrednio, twierdzą, że to złośliwy charakter mieszkańców Modeny sprawia, że nie czują oni podmuchów.”

Gawędy i przepisy ułożone są w książce według kolejności konsumpcyjnej. Najpierw Pane (chlebki, focaccia, bułki), potem antipasti, primi (zupki, ravioli itd.), secondi (mięsne dania), no i dolci (słodkie desery). Autor zjeździł całe Włochy, więc przepisy i ciekawostki o sztuce są z całego kraju. Smaki: konsumpcja Italii oczami, językiem i duszą. Wszystkie potrawy można sobie przyrządzić pojedyńczo. A jak autor napisał, że najpiękniejsze dla niego to Piazza Navona i Florencja to go pokochałam!
Polecam, to album i książka w jednym. Przez połączenie wyszukanej formy i treści jest to być może najpiękniejsza książka, którą miałam w ręku.
Najtaniej jest w Merlinie, dostawa do kiosku Ruchu za darmo.

Polecam.

Bartek Kieżun, Italia do zjedzenia, wyd. Buchmann, 2017

Zobacz zdjęcia jako osobne strony: Italia do zjedzenia