najpierw obudziłem się w środku nocy
była pierwsza
a może druga
druga scena tego dziwnego snu
w którym się urodziłem żyłem i umarłem
krajobraz wydawał się nienaruszony ale
nieustannie się zmieniał
dom dzieciństwa to rósł to się kurczył
jak skurcz i rozkurcz serca
i jak oddech
pulsowała jasno krucha gwiazda
w moim śnie pierwszym
płynęły jasne rzeki i seledynowe wzgórza
złota manna z nieba i droga mleczna
klaskały w ręce drzewa i śmiały się szczere obłoki
z labiryntu biblioteki uniwersyteckiej wybiegłem
na jasną polanę czytelni w której
czekała już na mnie moja największa niespełniona
miłość
w karkonoskich lasach tężał ryk jeleni
gęstniał na górach jak w dolinach
dojrzewało ziarno
w moim śnie drugim
rzeki toczyły nurt głęboki przejrzysty ale ciemniejszy
pożywne ziarno wierszy niosły barki po ich spokojnej wodzie
nie zmieniały się tylko dzieci
na skroniach gór siwizna śniegu gdy bolesny zegar mego snu
umęczony stawał na kamieniach
gdy obudził mnie wreszcie kwaśny miedziak
jego zaśniedziały smak na moim martwym języku