Sensacyjna powieść o zwycięstwie miłości

21.10.2013 Elzbieta Śnieżkowska-Bielak

polecamy

Dosłownie kilka miesięcy temu gdańskie wydawnictwo „Oficynka” wydało debiutancką książkę Artura, Daniela Grabowskiego „Testament Eleonory”. Przyznam, że podobnie jak dla Autora, jest to dla mnie książka szczególna. Otóż jest to debiut mojego byłego ucznia. Kiedy pracowałam w Zespole Szkół Żywienia i Przemysłu Spożywczego w Biedrzychowicach ( dziś Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych imienia Marii Konopnickiej) jako polonistka, do mojej grupy teatralnej przyszedł szczupły, nieśmiały piętnastolatek. Od razu dał się poznać jako dobry recytator i humanista. Kiedy przejęłam klasę II TŻ i uczyłam tam polskiego, dał się też poznać jako zaciekły dyskutant,  z autentycznym zaangażowaniem broniący swojego zdania. Jednakże również  wtedy poznałam Artura jako  ucznia o „lekkim piórze”. Gdy zdał maturę i rozstał się ze szkołą, nadal utrzymywaliśmy kontakty. Artur został dziennikarzem w „Ziemi Lubańskiej” i często bywał na moich spotkaniach literackich jako reporter. Prowadziliśmy też długie rozmowy o życiu i literaturze. Można powiedzieć, że uważam Artura za swojego ucznia literackiego. O książce dowiedziałam się, gdy zaczął ją pisać. Pierwsze rozdziały otrzymałam do lektury i oceny „czy warto…”. Było warto.

Książka ma kilka płaszczyzn. Jest tu główny wątek kryminalny – tajemnicza śmierć Eleonory von Albertstein,  wątek osobisty – perypetie ( w tym również uczuciowe) młodego dziennikarza dużej gazety   z Goerlitz i  wątek retrospektywny, ukazujący  trudną przeszłość bohatera powieści, który wychowując się bez matki, rozpaczliwie szuka miłości.

Wszystkie te płaszczyzny komponują się dobrze ze sobą. Książka trzyma w napięciu, jest napisana ładną polszczyzną. Lekkość pióra odkryta przeze mnie w szkolnych latach Artura Daniela Grabowskiego ,znalazła swoje potwierdzenie w dużym i z rozmachem napisanym dziele literackim.

Niewątpliwym walorem tego utworu jest kompozycja. Czytelnik poznaje losy głównego bohatera Thomasa MIchela i kiedy się z nim już prawie zaprzyjaźnia,  Autor zręcznie podsuwa nam postać młodej prawniczki, prowadzącej sprawy spadkowe Eleonory von Albertstein. Następny rozdział ukazuje inne jeszcze postaci, by dopiero w czwartym wrócić do dalszych losów głównego bohatera.

Oczywiście jest to zamierzony manewr  kompozycyjny, który buduje napięcie akcji, pozwala poznać losy bohaterów, historię rodu Albertsteinów i przygotować grunt do takiego skomplikowania sytuacji, żeby wystawić na próbę ciekawość czytelnika.

Następną, myślę bardzo istotną pozytywną cechą tej powieści jest jej historycyzm. Nie na próżno A.D. Grabowski podjął studia historyczne, a potem, jako pasję traktował historię jego rodzinnej Olszyny. Pasjonowało go i chyba tak jest nadal odkrywanie starych dokumentów, ksiąg. Nauczył się niemieckiego w takim stopniu, że podejmował korespondencję z byłymi właścicielami Olszyny i Biedrzychowic.

Jako bardzo wrażliwy człowiek, który od dziecka interesował się literaturą, a także żywym słowem, Artur Grabowski wyraża też w swojej powieści uczucia. W sytuacji życiowej bohatera poniekąd jawi nam się sam Autor, poszukujący idealnej miłości i co najważniejsze w nią wierzący. Miłość, która zwycięża wszelkie przeszkody, która przebacza, pamięta, z daleka się opiekuje, miłość, która tylko  daje, nic w zamian nie żądając, jest marzeniem wielu ludzi. Można postawić sobie pytanie, czy takie uczucie istnieje? Czy, naiwna w nie wiara nie jest  śmieszna? Taka miłość jednak jest. Została opisana przez świętego Pawła w I Liście  do Koryntian. Jest ona „ łaskawa, nieskora do gniewu, nie unosi się pychą, ale wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję”. Marzenie o takiej miłości odnajdziemy na kartach „Testamentu Eleonory”.

Jak już wspomniałam książka napisana jest z rozmachem, zadziwia wiedzą o dokładnej topografii Frankfurtu nad Menem, bardzo sugestywnie oddaje jest atmosferę starego zamku Albertsteinów, i umiejętnie wydobywa kontrast między archaicznością i współczesnością , między tym co dawne, a tym co obecne.

Jeżeli można tu mówić o pewnych niedociągnięciach, to zwróciłabym uwagę na to, iż Autor czasami , być może nieświadomie, sili się na patos, nie do końca potrzebny w powieści współczesnej. Ale myślę, że nie jest to przejaskrawione. Trochę mnie zaskakuje też charakterystyka bohaterów. Thomas, barczysty, wysportowany trzydziestolatek, wyglądający z zewnątrz na „twardziela”, boi się zostać sam po informacji o śmierci Eleonory, z którą ostatnio widział. się pięć lat temu, a przecież w tym wieku pięć lat, to wieczność. Ten sam Thomas zwierza się swojej biurowej przyjaciółce ze swoich dylematów, wyraźnie czekając jej wsparcia, na co ona nieustannie, z macierzyńską wręcz łagodnością zapewnia: „razem przez to przejdziemy”. Kilka rozdziałów dalej owa bardzo przypominająca niewyrazistego Anioła dziewczyna „chroni się w jego silnych i mocnych ramionach”.

Niekonsekwencja w budowie charakterystyki postaci jest wyraźna. Wynikać z niej może jedynie stwierdzenie, że młody, dobrze zbudowany człowiek, poprzez swoje doświadczenia życiowe, nie stwardniał, ale  zachowując pozory męskości, ciągle potrzebuje czułej opiekunki. Ocena tej kwestii leży jednak w gestii odbiorców. Pomimo drobnych uchybień, co i bardzo dojrzałym pisarzom się zdarzają, uważam debiut książkowy Artura, Daniela Grabowskiego za bardzo udany i przyznam, że jestem dumna z mojego ucznia.

Artur, Daniel Grabowski: Testament Eleonory, wyd. Oficynka; Gdańsk 2013