Data, której boją się Ziemianie -21.12.2012
Był ładny lipcowy dzień postanowiłam, że wybiorę się na spacer, aby zobaczyć nowo
restaurowany Park Uzdrowiskowy. Z radością oglądałam zielone trawniki na ogromnych
powierzchniach, klomby różnobarwnych kwiatów ułożonych w ciekawe wzory i stary
drzewostan, który osłaniał młode drzewka przed silnym wiatrem. Usiadłam na ławce
by nacieszyć się zapachem wczesnego lata. W pewnej chwili silniej powiał niespodziewany
wir wiatru, który wzbudził we mnie przeczucie niepokoju i wrażenie, że nadchodzi coś
niezwykłego i niedobrego. Nie wiedziałam, co i tłumaczyłam, iż to wymysł mojej
wyobraźni. Zapomniałam - do chwili, kiedy po kilku dniach szłam na spacer wzdłuż rzeki
i znowu „to” poczułam. Tę kumulację dziwnej energii wzbudzającej niepokój tylko w nieco
w innej odsłonie. Jakby wydobywała się z uchylonych drzwi piekła. To było ZŁO
a jego nośnikiem woda. Mam niezachwiane wrażenie, że to małe Zło jest zwiastunem
czegoś znacznie gorszego, co zbliża się nieubłagalnie i niesie ze sobą lęk a może nawet
coś więcej.
Czuję, że od lat stąpa po matce Ziemi dając nam znaki, które w prosty, lecz nieuchronny
sposób prowadzą nas do końca. Końca czego zadaję sobie pytanie - życia na ziemi,
cywilizacji, samotności we wszechświecie, powrotu do jaskiń czy odczłowieczenia?
Nadchodzi Zło uchylając skrawek kotary na częściowe ujrzenie Go w postaci
nieprzewidzianych kataklizmów, trzęsień ziemi, tsunami, wybuchów wulkanów, globalnego
ocieplenia, konfliktów zbrojnych i religijnych, wszechobecnej przemocy a przede
wszystkim braku szacunku dla życia ludzkiego i Ziemi, na której żyjemy.
Czuję powietrze nasycone niepokojem a promienie słońca są śmielsze, dotykają skóry
inaczej bardziej agresywnie wręcz kłująco. Niebo ma kolor królewskiego błękitu, jaki
spotyka się tylko w tropikach. Coraz częściej myślę o tym, że granica między
dobrem a złem została przekroczona nieodwracalnie. Nie jesteśmy w stanie
zatrzymać łańcucha splatających się ze sobą nieszczęść, aby kiedykolwiek wrócić do
względnej szczęśliwości. Emocje, którym jestem poddana myśląc o równi pochyłej
na której stoimy są podszyte strachem, panicznym lękiem i dziwną niezrozumiałą dla
mnie ciekawością.
Dzielę się moimi przemyśleniami z przyjacielem, który mówi:
-nie martw się, przecież śmierć każdego z nas jest jego prywatnym końcem świata,
już nie będzie mógł oglądać wschodów i zachodów słońca, pięknych widoków
zapierających dech w piersiach, słuchać łoskotu wody spadającej w wodospadach
i wszystkiego, czym obdarowała Ziemię natura. Ale przede wszystkim nie będzie
mógł kochać i być kochanym.
-tak masz rację, koniec nas wszystkich to niemożność życia w świecie, bo świata po prostu nie będzie.
Zniknie a wraz z nim dary natury, piękne widoki i radość istnienia.
Wiesz często o tym myślę i ten temat nie daje mi spokoju, zastanawiam się skąd
przyjdzie ZŁO po raz ostatni.
-widzisz, Pan Wszechświata dał nam wszystkie możliwości do zdobywania wiedzy
i wykorzystywania jej w sposób twórczy lub destrukcyjny, ale nie oświecił mieszkańców
Ziemi jak zapobiec ostatecznemu.
Czuję gdzieś w głębi wnętrza, że na to Zło, które przyjdzie my mieszkańcy Ziemi
nie mamy antidotum. Przede wszystkim nie znamy kierunku, z którego można się Go
spodziewać. Ale na skutek destrukcji ekonomicznej, która owładnęła Glob, jałowości
duchowej, pogardy człowieka dla człowieka, która jak niezniszczalny wirus rozmnaża
się w zawrotnym tempie nie napotykając przeszkód, egoizmu i stale rosnących potrzeb
zagarniania dóbr i darów natury, tak jakbyśmy mogli to wszystko zabrać na tamtą stronę,
musi nadejść COŚ, co zmusi nas do opamiętania i albo zawrócenia z dzisiejszej drogi
albo też rozpoczęcia wszystkiego od nowa. Brak szacunku dla życia i śmierci, częsta
obserwacja zmiany człowieka w bestię, może spowodować upadek dzisiejszej cywilizacji
i dać miejsce nowej o mniejszej liczebności, dla której człowiek będzie świętością nie
tylko w Biblii, ale w życiu codziennym. Według Pisma Świętego ma być Armagedon.
Są przekazy kalendarzy Majów, Tzolkinów, Sumerów i Dogonów, w które można
wierzyć lub nie. Są przeróżne przepowiednie, którym można dać wiarę lub śmiać się z nich.
Ale dla mnie są znakami zwiastującymi Zło. Jesteśmy świadkami coraz częstszych
kataklizmów, tornad, trzęsień ziemi, wybuchów wulkanów, fal tsunami i innych
pochłaniających tysiące istnień a występujących w mało spodziewanych miejscach.
Ludzie coraz częściej odchodzą ze świata dużymi grupami. Wiemy wszyscy
że Ziemia żyje własnym życiem w zgodzie ze wszechświatem, ale nie koniecznie
w zgodzie z naziemnymi lokatorami, bo ci wyrządzają jej krzywdę naruszając prawa
natury. Ona ma prawo bronić się tak jak każda żyjąca istota środkami, jakie są jej dostępne.
Park Yellowstone jest tykającą bombą będącą największym podziemnym wulkanem
świata, który zajmuje niemal dwa stany USA. Kiedy wybuchnie, na świecie będzie
dwuletnia ciemność i nie muszę dodawać, że bez słońca nie ma życia.
Niedawno odkryty wulkan na Morzu Śródziemnym - Marsili ma cztery kratery na
70 km długości 500 m pod lustrem wody i cały czas intensywnie pracuje. Kiedy
wybuchnie zginie część południowej Europy, wschodniej Azji i północnej Afryki.
Istnieje niebezpieczeństwo zsunięcia się części wulkanu z kanaryjskiej wyspy La Palma
co może spowodować 45 metrową falę tsunami zalewającą wszystkie pobliskie wyspy
i część Afryki.
Nasuwanie się płyt tektonicznych powodujących trzęsienia ziemi i ogromne fale tsunami
niesie za sobą śmierć tysięcy istnień ludzkich.
Ewentualne uderzenie asteroidy czy też innego ciała kosmicznego jest poważnie
brane pod uwagę przez uczonych.
Wreszcie „pomyłka w nadzorze” broni atomowej, całkiem ludzka rzecz gdyż nie ma ani
ludzi nieomylnych ani też bezawaryjnych komputerów, może być początkiem końca.
Wojny religijne, które toczą się od zarania dziejów w imię Boga lub Allacha a ostatnio
przybierają na sile stanowią równie niebezpieczny przyczynek do końca czegoś.
Próby nuklearne podziemne i podwodne naruszają strukturę skorupy ziemskiej
czyniąc spustoszenia.
To tylko kilka przykładów, które stanowią ułamek możliwości mogących wpłynąć
niszcząco na los świata.
Nie lubimy słuchać takich tematów, śmiejemy się machając ręką gestem dezaprobaty
chociaż w naszych wnętrzach czai się lęk. Wstydzimy się tego lęku i swojej bezsilności
udając, że temat ignorujemy.
Patrząc na zachowanie się ludzi na krzyczącą bezduszność, nie potrafię nie brać pod
uwagę ewentualności końca „czegoś”, co pozwoli ludzi UCZŁOWIECZYĆ.