Debiut Haliny Rakowskiej
Kiedyś mawiano o książkach, że jeśli nie warto ich czytać ponownie, to w ogóle nie warto. "Witraże" naszej młodszej koleżanki, Haliny Rakowskiej, które otrzymałam przed kilkoma miesiącami, przeczytałam od razu dwukrotnie. Teraz, kiedy postanowiłam przedstawić je na naszym strumieniowym portalu, znowu czytam z zainteresowaniem. Zainteresowanie jest dla mnie najlepszym kryterium, a krytykę literacką pozostawię kompetentnym w tym względzie.
Halina Rakowska mieszka w Bydgoszczy, ale sercem i wakacyjnymi wspomnieniami jest Jeleniogórzanką. Od dawna uczestniczy w naszych inicjatywach wydawniczych. Na naszym portalu prezentowała wiele wierszy. Aktywnie uczestniczy w strumieniowych konkursach przysyłając wiersze i włączając się w ich punktowanie.
A więc prezentacja jej wierszy nie jest jakimś kumoterstwem, a raczej koleżeńską powinnością. Jest to 'tomik" wybitnie poetycki i trafnie zatytułowany. Bo cóż - witraż? Przepuszcza do wnętrza światło stonowane, pełgające w atmosferze półmroku. Nie mylić z mrocznością. Wiele wierszy dedykuje swoim bliskim i innym znawcom jej twórczości, zapewne od dawna. Nie omieszkała jednocześnie wymienić poza podziękowaniem dla rodziny, naszą koleżankę, Marię Suchecką za wskazanie drogi twórczej.
Druk i oprawę graficzną wykonano w Bydgoszczy, Instytut Wydawniczy Świadectwo . W notce biograficznej m.in. czytamy, że Autorka Witraży za debiut swój uważa zamieszczenie swoich wierszy w roku 2008 na naszym portalu internetowym, a debiut prasowy - w lipcu 2009 w tygodniku "Angora".
Wiersz z konkursu „Jednego wiersza” drukowano w miesięczniku literackim „Akant”
nr 4/2011 i od razu został wyróżniony. (przyp. K.S.)
Dla zainteresowanych podaję za Jej zgodą zamieszczony na ostatniej stronie Witraży adres mailowy Autorki:
halina.rakowska@wp.pl
A oto wiersze wybrane, prawie po kolei :
Oddalenie
oddalam się od pagórków zielonych
słomianych dachów
tulących naftowe światło
od równiny na przestrzał otwartej
z wiatrem
co nie znalazł zakamarków
od białych kołnierzyków
tańczących z tarczą w parze
od śladów
odciśniętych na piasku
kołobrzeskiej plaży
od latorośli, owocowania
niejednej nocy
wpatrzonej w tarcze zegara
w zamyśleniu układam dni
w pół-uśmiech
w pół-nonsens
zapinając na zatrzaski
by stały się bardziej dotykalne
w niedomkniętym kręgu
Zabłąkany promień
Dom
nabrzmiałe cztery ściany
otwarte okna i drzwi
przesiewają
przeszłość spuchniętej ciszy
palcami szeroko rozstawionymi
zakreślam swoje ja
próbuję podnieść z drogi
milczące kamienie
codzienności
a zabłąkany promień
rzeźbi świetliste witraże dnia
i wyciszone myśli
na opuszkach palców
otula słonecznym blaskiem
Jesienny bukiet
między błękitem nieba
a dywanem złotych liści
układam rozkwiecone chwile
w glinianym wazonie
przyozdabiam bukiet
melancholią
niepokojem
łzą o świcie
wonią niedopalonych świec
nim przeminie zapach lata
pośród tańczących obrazów
pójdziemy razem
schodami wspomnień
To ja
posłuchaj...
posłuchaj
to moje myśli
czekają w szeregu cierpliwie
usłysz je
przywołaj
przyjdą...
ubrane w słowa poematu
mgłą sensu otulone
może przysiądą
w twoich zakamarkach
i będą mówić
szeptać
obrazem malować
że jestem...
zanim w ogrodzie
czarnych róż rozkwitnę
czy wtedy powiesz
- wiem wszystko o tobie
* * *
kochaj mnie...
prosiła cicho
w rozgwieżdżoną noc
i cień księżyca zaniósł słowa
na mleczną drogę
ku tysiącom gwiazd
mówiła szeptem
gdy wiatr gnał przed siebie
w kapelusz słowa pochwycił
na listkach wierzby
nad wodą pochylonej
etiudy nimi grał
a wartki nurt
ramionami je otulił
szemrał w szuwarach trawom
kwiatom białych lilii
i każdy kamyk z dna potoku
słyszał ten szept