Jeden dzień w Wałbrzychu

30.03.2023 Lidia Katarzyna Komsa

Lidia Katarzyna Komsa 08.03.2023

Czuwanie

Jest już noc, ze zmęczenia padam jak kłoda na sofę. Moja zaczarowana sypialnia kołysze mnie do snu, ciało jeszcze wilgotne po wodnej kąpieli, przyjemnie oddaje ciepło, zasypiam nie myśląc, jaka będzie noc i kolejny dzień. W samym środku nocy słyszę odgłosy zza uchylonych drzwi. Słyszę jak ona wstaje z łóżka i cichutko stąpa boso do sypialnio-jadalni. Tym razem nie zrywam się, nie pytam o nic, nadal nasłuchuję. Ona nadal cichutko stąpa, opierając się dłońmi o meble i siada w swoim ratanowym foteliku przy oknie. W poświacie ulicznych lamp widzę jej profil, przygarbione, zaokrąglone plecy i ciekawość tego, co tam jest dalej za oknem. Nadal dyskretnie obserwuję, udając, że śpię twardym snem. Nagle słyszę niezrozumiały szept. Otwieram oczy, wstaję, zapalam ledową lampkę, pytam:
- Mamo, czy coś boli? Wstałaś? Nie możesz spać? Zobacz jest głęboka noc, za oknem też cisza jak w całym budynku, połóż się bo zmarzniesz.
To mówiąc wstaję z trudem z posłania, podchodzę, głaszczę dłonią po plecach. Ona odpowiada w swoim języku, dla mnie zrozumiałym – nie chcę spać, włącz telewizor, może tam jest coś ciekawego.
Spoglądam na dworcowy zegar zamocowany do belki, jest 2.05. Włączam telewizor na stały program, ale wyciszam głośność. Na ekranie coś się dzieje, seniorkę okrywam pledem, robię herbatę z cytryną w nowych filiżankach, stawiam na krześle, siadam obok i ją przytulam. Jest chyba szczęśliwa, uśmiecha się. Na ekranie dostrzegam znanego mi komentatora sportowego Mateusza Lelenia. Znany? No tak, ale z okresu gdy był jeszcze małym chłopcem i siusiał na nocniku. Komentuję głośno – o, to mój stary znajomy.
Ona śmieje się, odpowiadając po swojemu – przystojny, ładny pan.
Nie wiem co ma na myśli, ale zapewne chciałaby mnie wydać jeszcze raz za mąż. Bo ja ją znam, ale ona mnie teraz już nie. Jest fajnie, przyjemnie, obie siorbiemy gorącą herbatkę z cytryną, słychać tylko zza okna od czasu do czasu pędzące w kierunku Chełmca warczące auta. W pokoju nad nami ktoś chyba przestawia mebel, sądzę tak z dobiegających odgłosów. Moja seniorka wstaje z trudem z sofy, zostawia niewielką ilość niedopitej herbaty, jest dość pogodna. Prostuje sylwetkę, podpierając się o stoły tupta w stronę swojej sypialni, po drodze jeszcze zalicza toaletę. Idę za nią, śledząc każdy jej ruch, ona siada na brzegu łóżka, dłonią robiąc znak krzyża, układa się, przytula do poduszki. Okrywam ją kołdrą, przytulam. Wyłączam telewizor, znów padam jak kłoda na pościel, gaszę nocną lampkę i staram się zasnąć. Noc nadal trwa, prawie taka sama, ale nieco inna od tych które minęły. Ta była z herbacianym przerywnikiem przy włączonym telewizorze. Było nawet miło, bez nasennika i bez leku przeciwbólowego. Za kilka chwil jutro już jest dziś.

Budzi mnie odgłos krzątania się po sąsiednim pokoju. Wstaję, dyskretnie obserwuję jak staruszka radzi sobie z samoobsługą. Staram się pomóc. Jest dobrze. Ja też biegam w nocnej koszuli po mieszkaniu, z łazienki do sypialnio-jadalni, potem do aneksu kuchennego. Za oknem wzmożony ruch, a ja nadal jeszcze w koszuli. Rozbieram się, wchodzę do wanny, biorąc ciepły prysznic, spoglądam w lustra. Widzę w nich kobietę. Ciało jej z wyglądu może nie jest takie jak nastolatki, ale w dotyku jeszcze przyjemne, gładkie, delikatne. Nagle słyszę tuptanie i ona też jest w łazience, lecz już kompletnie ubrana, czuję zapach kremu nivea. Śmieje się głośno rubasznie wołając – GOŁA. Nie czuję zażenowania, nie wstydzę się golizny, wycieram się ręcznikiem, zakładam spraną bieliznę, leginsy w deseń, dresową sukienkę, welurową kamizelkę z sercami, na koniec skarpety i bambosze. Jest fajnie. Robię szybciutko śniadanie, stałe zawsze, codziennie z tych samych składników. W tym czasie Mama modli się przy mszy św., transmitowanej za pośrednictwem telewizji. Jest przy tym skupiona, staram się zachowywać cicho. Potem zjada śniadanie w ciszy, czasem jej w tym pomagam, podając łyżkę, leki. Jest dobrze. Kiedy zakładam kurtkę i czapkę, głośno tłumaczę, wychodząc – idę dać jeść ptakom i wypiję kubek gorącej wody w ogrodzie, zaraz wracam. Ona uśmiecha się, potakuje głową, mamrocze niezrozumiale.
Po powrocie, czeszę włosy zaplatając warkocz, siadam obok niej. Podaję do rąk dawny elementarz, przegląda dość uważnie, strona po stronie, jest radosna, usiłuje jeszcze coś przeczytać, ale to tylko pojedyncze słowa – lala, mama i mówi – ja już nic nie wiem. Ja też czytam, potężne tomisko dr. Bronisława Gubrynowicza, jest bardzo ciekawe i zajmujące. Okładka już zniszczona, pożółkłe kartki, nieco ucierpiały z czasem, z notatkami jakiegoś czytelnika, ja także analizuję. Pismo dość staranne, czytelne, słowa zapisane piórem z niebieskim atramentem, tak bardzo jeszcze dla mnie znajome. Na jednej ze stron zapisek Polonia - Apolonia, to śliczne imię pewnej kobiety, której nie było mi dane poznać, ale mogłam odwiedzić jej grób, tam w Żoniu, w Wielkopolsce.

Znów wracam do codzienności, przygotowuję drugie śniadanie, robię kisiel, ucieram obrane jabłko na drobnej tarce. Dzisiaj będzie zupa pomidorowa z ryżem. Za oknem chłodno, nieciekawie, na ulicy jeszcze widoczny topniejący śnieg, spacerowicze z pieskami na smyczach ubrani w kurtki, z kapturami na głowach wędrują w tą i tamtą stronę. Nieliczni mają przy sobie woreczki na nieczystości, niewielu zajmuje się odchodami swoich pupili. W mieszkaniu pachnie pomidorówka. Mama pruje spraną kamizelkę. Włóczkę zwija powoli na kłębek, często odpoczywa, pomagam jej. W tych wszystkich zajęciach robimy sobie przerywniki, czasem staramy się rozmawiać ze zrozumieniem, ale nie zawsze z pozytywnym skutkiem. Po zjedzonym obiedzie zmywam częściowo gary, sprzątam, włączam pralkę i zmywarkę, planuję prasowanie. Może zrobię to wieczorem, może jutro. Niezbyt dobrze się czuję, aura nie sprzyja mojemu zdrowiu, staram się więcej odpoczywać, ograniczam spacery z wyjątkiem krótkiego wyjścia do pobliskiej "żabki”. Potem podwieczorek, kolacja, leki, toaleta wieczorna i sen. Ale to nie mój harmonogram lecz Jej. Pomagam, pomagam, pomagam. Na końcu jestem ja i czas dla mnie. Czasem jeszcze coś czytam, albo piszę, albo szperam w albumie z fotografiami lub w starych rodzinnych dokumentach. Na jutro planuję malowanie wydmuszek, będzie radośnie, będą inne wrażenia, przyjemne.
Sprawdzam pocztę, z radością oglądam przesłane e-mailem fotki Wnucząt, odpisuję z podziękowaniem. W pokoiku obok cichutko, staruszka śpi, uśmiecha się przez sen. Ja ściągam ciuchy, zaliczam toaletę, myję się, zakładam pidżamę i znów idę spać. Jest dobrze, jutro też jest dzień. Jutro zrobię prasowanie, może jeszcze upiekę drożdżowe rogaliki z powidłami.