Dzień Świętego Patryka, wspominamy wyprawy do Irlandii

17.03.2021 Maria Terlecka Kłys

Wiele osób wyciągnęłam do Dublina, ale niewielu umie tak wspominać, jak Maria (od red.)

Obrazek niżej podpisany
Abby Court HostelKlify Moheru
17 marca

Wycieczkę do Irlandii mam za sobą, rok 2016. Był to pobyt tygodniowy, siedmionocny, trochę, wydawało mi się na początku, za długi. Bo i warunki, jakie oferował nam Abbey Hostel, wprawdzie w samym centrum, z widokiem na O`Connel Bridge i rzekę Liffy, czyli sześcioosobowy pokój, niepokoiły mnie jeszcze przed wyjazdem. Kiedy koło północy dotarłyśmy do niego z lotniska, okazało się na dodatek, że jest to pokój damsko-męski. Zosia zareagowała stanowczo, że zamawiała żeński, jednak na pierwszą noc musiałyśmy się z tym faktem pogodzić. Po dość długich negocjacjach, uprzejmy recepcjonista obiecał przenieść nas na kilka nocy do pokoju żeńskiego. Około drugiej nad ranem zajęłyśmy dwa parterowe łóżka, otworzyłyśmy okno (z ulicy dochodził straszny hałas, ale zaduch w pokoju był jeszcze gorszy), obudziłyśmy młodego Francuza, dwóch Niemców udawało, że śpi albo spało, i zasnęłyśmy.

Nie pamiętam poranka, ale Niemcy powiedzieli na moje przeprosiny za nocny szturm, że nie ma problemu, Francuz użyczył przedłużacza do lampki Zosi i właściwie nie wchodziliśmy sobie w drogę. Chłopcy wychodzili w nocy, a my w dzień.

Na nogi postawiło nas śniadanie (dobra, aromatyczna kawa, grzanki, dżemy, wędliny, owoce). Obszerne sale śniadaniowe i kuchnia służyły turystom za miejsce spotkań. Szczególnie wieczorem młodzież zawzięcie gotowała, często bardzo wyszukane potrawy: zapiekanki, tarty, sałatki. Miałam wrażenie, że niektórzy po to przyjechali do Dublina, żeby gotować.

Pierwszego dnia, w czwartek po śniadaniu, wyruszyłyśmy do miasta. W pobliskim biurze turystycznym kupiłyśmy na piątek wycieczkę na Cliffs of Moher (Klify Moherowe) po 45 Euro od osoby. Nasz hostel proponowal nam za 50, więc ucieszyłyśmy się z rabatu.
Poszłyśmy do parku Merrion Square, niezbyt daleko, gdzie na wielkim głazie, w niedbałej pozie rozsiadł się Oskar Wilde. Po przeczytaniu kilku cytatów i zrobieniu zdjęć poszłyśmy dalej alejkami parku aż trafiłyśmy na lunch na trawie. Swoje stragany mieli kucharze różnych narodowości, my posiliłyśmy się u Portugalczyków. Wzięłam frutti di mare z ryżem, ale mimo cudownego zapachu nie byłam zachwycona, zwłaszcza dużą ilością ryżu.
Postanowiłam nie rzucać się na wszystko, co ładnie wygląda i pachnie.

W drodze powrotnej wstąpiłyśmy do Muzeum Historii Naturalnej, gdzie było mnóstwo wypchanych rozmaitych ptaków i zwierząt. W tym także dwa dudki.

Mijając budynki rządowe dotarłyśmy do St. Stephan’s Green - ja przez park, Zosia obok ulicą - a następnie weszłyśmy do robiącego wrażenie, ogromnego, przeszklonego w środku domu towarowego.

Potem, przez Grafton Street, Temple Bar i Ha’penny Brigde wróciłyśmy do hostelu, gdzie zrobiłyśmy sobie kolację, umyłyśmy się i poszłyśmy spać, jako że następnego dnia o szóstej musiałyśmy wstać, żeby zdążyć na zbiórkę o 7:10.

Autokar miał logo agencji turystycznej Wild Rover. Był zapełniony turystami z różnych stron świata. Przewodniczka, bardzo smukła, podobna do Meryl Streep, robiła dobre wrażenie, za dużo nie gadała, razem z kierowcą zaśpiewali piosenkę Wild Rover, bardzo zawodowo, przy czym kierowca klaskał w dłonie prowadząc autokar, na co zwróciła uwagę Zosia, a co świadczyło tylko o tym, jak bardzo Irlandczycy kochają swoje szanty. Przewodniczka zaśpiewała jeszcze kilka innych piosenek, bardzo mi się podobała.

Po drodze mieliśmy krótki postój w miejscu, na którym zatrzymał się swego czasu Barrack Obama z żoną Michelle, które od tego czasu nazywa się Barack Obama Plaza (Moneygall), a można tam kupić pocztówki, upamiętniające to wydarzenie, ale nie zrobiłyśmy tego, może szkoda.
Na klify dojechaliśmy po jedenastej, miałyśmy dwie godziny na napatrzenie się. Pogoda była pochmurna, nie padało, wiał atlantycki wiatr, który z przyjemnością wdychałam. Sporo autokarów, sporo ludzi. Soczysta zieleń łąk nad klifami. Kwiaty na łąkach, pasące się krowy.
Spacer, zdjęcia. Powrót. Sklepik z pamiątkami. Kupiłam przewodnik po klifach z pięknymi zdjęciami.
Po moherach pojechaliśmy do Burren.

A przed nami jeszcze kilka dni zwiedzania Irlandii.

Zobacz zdjęcia jako osobne strony: 17 marca * Abby Court Hostel * Klify Moheru