Bóg jest czerwony...

29.04.2017 Teresa Jurczyk

Pan jest moim pasterzem

Obrazek niżej podpisany
dd
Bóg jest czerwony

Przeczytałam w Strumieniach uwagi na temat zbioru wywiadów Liao Yiwu "Prowadzący umarłych" i pomyślałam sobie, że i ja mam coś do powiedzenia na temat tego chińskiego pisarza. Ostatnio wzięłam do rąk jego książkę "Bóg jest czerwony.

Opowieść o tym, jak chrześcijaństwo przetrwało i rozkwitło w komunistycznych Chinach". Ta pozycja należy do literatury faktu. Każdy obywatel socjalistycznego bloku, oczywiście obywatel określonego wieku, który może sięgnąć pamięcią do powojennych dzisiecioleci, pamięta okres ateizacji. A ja znam bardzo zdolnego oficera, który nie kryjąc się wziął ślub kościelny i ochrzcił dzieci, ale co jakiś czas bywał wzywany przez oficera odpowiedzialnwego na światopogląd kadry i przepytywany, czy już się uwolnił od opium dla ludu. Jego zachowanie było dla całego garnizonu bardzo złym przykladem i przeszkadzało w robocie politycznej, bo chodził z rodziną co niedzielę do kościoła. Odpowiedź na postawione pytanie decydowała o tym, czy zostanie awansowany, a ona wciąż pozostawała niezmiennie przecząca, więc aż do emerytury był tylko kapitanem.
W tym stanie rzeczy wierząca część służb mundurowych chrzciła dzieci ukradkiem, potajemnie też brała śluby kościelne. Można powiedzieć że to było przysłowione małe piwo w stosunku do tego, co w Chinach przeszli wszyscy wyznawcy wszelkich religii, a już szczególnie tępione było po zwycięstwie rewolucyjnych sił Mao chrześcijaństwo. Przynależni do tej grupy wyznaniowej ludzie byli z definicji uznani za imperialistycznych szpiegów i sługusów podporządkowanych zajadłym wrogom komunizmu. Niszczono obiekty kultu, więziono i torturowano wyznawców Chrystusa, grabiono ich mienie a także wyposażenie świątyń, klasztorów, szpitali.

Chrześcijaństwo, jak można wyczytać z tej reportażowej książki, dotarło do Chin w dziewiętnastym stuleciu. Wysyłały swoich misjonarzy katolickie zakony i protestanckie zbory. Duchowni przyjeżdżali z Anglii, Australii, Niemiec, Szwajcarii i innych krajów. Owszem, ewangelizowali, bo zjawili się nieść Dobrą Nowinę, zwłaszcza najbardziej ubogim mieszkańcom trudno położonych obszarów. Zakładali szkoły, szpitale, sierocińce i przytułki. Uczyli pisać i czytać. Umożliwiali kształcenie się w szkołach wyższego szczebla. Na Zachodzie powstawały organizacje, których celem było cywilizowanie Państwa Środka. Nową wiarę przyjmował nie tylko lud. Wartości chrześcijańskie urzekły niejednego lekarza, urzędnika czy intelektualistę. Drogo musieli zapłacić za swój wybór. Jeden z biskupów, który nie chciał wyrzec się swojego związku z Watykanem, został zasądzony na 30 lat więzienia. Kiedy odsiadywał wyrok, papież mianował go kardynałem, co zostało ujawnione dopiero, kiedy polityka komunistycznych władz wobec religii zelżała, a duchowny został uwolniony i bezpiecznie znalazł się w demokratycznym kraju.

Liao Yiwu nie przeżył nawrócenia, ale zaprzyjaźnił się z chrześcijanami, podziwiał ich wytrwałość w wierze i piękno ewangelicznego przesłania, i to spowodowało, że postanowił chrześcijaństwu poświęcić swoją książkę. Jej pisanie poprzedziło wiele podróży, wywiadów i kontaktów, z których niejeden oznaczał podjęcie ryzyka.
Kiedy zelżała polityka wobec religii, chrześcijanie mogli oficjalnie przyznać się do przynależności do kościoła. Ale musieli (i muszą) respektować zasadę trójsamodzielności: samorządzenia, samozaopatrzenia i samoprogramowania. Kontakty z imperialistycznym światem , a już szczególnie z Watykanem były wykluczone.

Opowiada chrześcijańska poetka Liu Shengshi, że aby zostać członkiem uznawanego oficjalnie kościoła, musiała złożyć podanie, uzyskać poparcie swojego uniwesytetu, a podanie powinien był Zatwierdzić Urząd do Spraw Religii. A cała struktura przedstawiała się następująco: jej szczyt stanowi Urząd do Spraw Religii Komunistycznej Partii Chin, niżej w tej hierarchii stoi Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików Chińskich, a na kolejnym szczeblu Konfefrencja Biskupów Chińskiego Kościoła Katolickiego. Liu nie chciała wejść do tej struktury. Dowiedziała się o istnieniu kościoła domowego, działajacego w konspiracji, ale wiernego papieżowi i dwutysiącletniej tradycji. I tam znalazła dla siebie miejsce. Zaś pierwszym hymnem, który ją urzekł, kiedy przypadkiem weszła do kościoła, był śpiewany fragment "Starego Testamentu: "Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego. Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach. Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć, orzeźwia moją duszę/(…) Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną". I taka wiara dawała chrześcijanom siłę do zachowania wiernosci temu, co uznawali na słuszne i piękne. W opinii komunistów byli niebezpiecznymi wrogami ludu. Wielokrotnie przywlekani na wiece potępienia, musieli znosić na nich oskarżenia, bicie, opluwanie ze strony tych, z którymi przed nastaniem komunizmu żyli w zgodzie. I, jak nakazuje wiara, zdobywali się na przebaczenie.
Jednego z chińskich męczenników przypomina posąg Wang Zhiminga. Stoi nad Wielką Bramą Zachodnią Opactwa Westminsterskiego w centrum Londynu w grupie figur, upamiętniających dziesięciu chrześcijańskich męczeników z całego świata.

Liao Yiwu "Bóg jest czerwony. Opowieść o tym, jak chrześcijaństwo przetrwało i rozkwitło w komunistycznych Chinach". Z angielskiego przekładu Wenguanga Huanga przełożyła Barbara Gadomska. Wydawnictwo czarne. Wołowiec 2014.

Zobacz zdjęcia jako osobne strony: Bóg jest czerwony