Stanisława Szeliga Moja szachownica- nasza nowa książka

19.05.2007 Zofia Prysłopska

Poniżej jej fragmenty:

Obrazek niżej podpisany
Pani Stanisława Szeliga po raz pierwszy bierze do ręki swój tomik wierszy
z.P.
Oto wersja papierowa tej pięknej książki

Moja szachownica

Rodzinie, a w szczególności Siostrze Joannie

Wrocław 2007

Copyright by Stanisława Szeliga

Wydawca:

Stowarzyszenie W Cieniu Lipy Czarnoleskiej

Współwydawca:

Miejskim Centrum Kultury w Tychach,

43-100 Tychy, ul. Bohaterów Warszawy 26

Redakcja:

Maria Suchecka

Projekt grafi czny okładki:

Zofi a Prysłopska

Zdjęcie autorki:

Archiwa własne

Wydanie I

Nakład

ISDN 978-83-924890-3-0

Druk i oprawa:

GS MEDIA

52 314 Wrocław, ul. Wałbrzyska 9E;

tel. (0-71) 788 27 99; 788 27 52;

fax (0-71) 788 27 71

www.gsmedia.com.pl

e-mail: biuro@gsmedia.com.pl


Od Wydawcy

Oddajemy do rąk czytelników debiutancki zbiór poezji ślązaczki

z wyboru, choć urodzonej na Mazurach, Stanisławy Szeligi.

Z wielką radością zwykle znajdujemy amatorów pięknego

słowa na obrzeżach wielkiej literatury. Pani Stanisława realizuje

instynktownie jedno z „przykazań” dla początkujących twórców,

przekazane przez Księdza-Poetę, Wacława Buryłę, że „Poezja jest

ważna, ale nie jest wcale najważniejsza. Poezja ma być obecna w

życiu, ale nie może stawać się całym życiem. Poezja rodzi się w

życiu, rodzi się w konkretnym miejscu i czasie, w konkretnym

człowieczeństwie.” (WWW.strumienie.vel.pl/dekalog)

Autorka jest spełniona jako matka, żona, babcia. Gdy w zagrodzie

wszystko uładzone, siada za stołem i zapisuje poetyckie

widzenie swojego świata. Co miało się spełnić, jest już spełnione,

więc więcej w jej zapiskach rachunku życia niż ewentualnych marzeń

lub oczekiwań. Wszystko to, co historia przyniosła i to, co

damski podmiot liryczny ominęła jest wyraziście zbilansowane.

Poetka konstatuje ze zdumieniem prawdy oczywiste, na

przykład, że szczęście jest trudne do spełnienia, że na szachownicy

zdarzeń oprócz ciemnych, pojawiają się jasne pola. Potrzeba

poetyckiej wrażliwości, by wypunktować i docenić to, co nawet w

najtrudniejszym losie jest jednak w perspektywie ponadczasowej

zachwytem i upojeniem. Jak Alicja po drugiej stronie lustra musi

przedrzeć się przez żywopłoty odgradzające białe i czarne pola,

skonfrontować doświadczenia, by w końcu oczekiwać koronacji

na królową. Alicja gwałtownie obudzona, nie zna odpowiedzi, a

Stanisława wie, jaki jest kres jej doświadczeń, ufa, że obudzi się w

ramionach Boga. Jej tomik uczy dostrzegać jasne chwile egzystencji

i radować się nimi, póki pora.

W warstwie poetyki widać tu wyraźne rozpięcie między

źródłami czerpanymi z poezji ludowej i równie częste sięganie po

współczesne środki wyrazu. Można czynić z tego zarzut niekonsekwencji

estetycznej, a można też upatrywać jednoczesne silne

oparcie w tradycji i zadurzenie we współczesnym chaosie rozmaitości

formalnych.

Staranna lektura zbioru może prowadzić do wniosku, że autorka

będzie miała jeszcze wiele do powiedzenia i równie wiele

do wypracowania na drodze do indywidualizacji wyrazu artystycznego.

Wypada tylko życzyć powodzenia w twórczości i na

szachownicy.

Zofia Prysłopska

Wybór wierszy

W deszczowy dzień

Gdy niebo zasnuwa

kłębowisko chmur

na szybach perli się

tysiąc łez

przychodzi pora

zadumy

nad przemijaniem

nad samym sobą

nad kimś kochanym.

Gdy wiszą chmury

to przecież wiesz

w miłości także

potrzeba łez

by mogło jasno

świecić nad głową

w sercu jak tęczą

barw kolorową

miłości

jasne uczucie.


Sen

Śniłam kiedyś

że fruwać umiałam.

Tam gdzie było ciężko

to odlatywałam.

I te dziwne rzeczy

wciąż by mi się śniły

gdyby nie Twa pomoc,

dodałeś mi siły.

Tak Ci zawierzyłam

– mocno zaufałam,

zbudziłam się w porę

i ze snu powstałam.

Teraz stopy lekko

dotykają ziemi

Warto nieraz śnić,

by nauczyć się żyć!


Chwila przemijania

Wystarczył ciepły ognik spojrzenia

– wiele też padło niepotrzebnych słów

Dziś nie mam już nic do powiedzenia

– a mogło być – jak z moich snów:

zieleń spokojna –

wiatr włosy rozwiewa

rozkwita wiosna.

ptak trele śpiewa

a strumyk

szemrze

baśnie sprzed lat.

Jeszcze daleko

do naszej przystani

jest ławeczka znajoma u drzewa

przyjacielska dłoń co rozgrzewa.

słońce muskające skroń

mnie wystarczy

odrobina uciechy

choćby

wiosenna woń!

Nie liczę

mijających pór roku

kartek zerwanych

z kalendarza

kto chce

niech się z czasem

ugania

ja pogodziłam się z każdą

chwilą przemijania.


Temida

Temido – tajemnicza Pani

zamykasz i otwierasz

okno na świat.

Cień słońca gonić pozwalasz,

murem oddzielasz twarze.

Powietrze celi nasycasz

stęchłym oddechem

skazańca.

Dajesz utęsknioną nadzieję,

a gdy porwiesz

do tańca, smętnej nuty,

melodia ciągnie

nogę za nogą.

Idą zniekształcone cienie,

zamazane postacie,

mętne

obrazy minionego

za słabym echem

przeszłości, której

już się nie pamięta.

Temido – bądź sprawiedliwa

– jak sprawiedliwość święta.


***

Dziękuję za dłonie

pełne szczodrości

za ciepłe spojrzenia

czułość i zrozumienie

za każde westchnienie

serdeczność okazywaną

za gesty pełne miłości

dobroć nieprzebraną.

Za każdą kropelkę nadziei

co podnosi

a stając się iskierką

płonie

pożarem ufności

w wędrówce

gdy zmierzamy

do celu

który przed nami.


Oczekiwanie

Oczekiwanie

wciąż jest niepokojem

rozbudza

wyobraźni nutę.

Rozpalając namiętności

podsyca

uniesieniem.

Oczekiwanie przybliża

nadejście wiosny

powiew

zbliżającej się burzy.

Chcę unieść głowę budzona

ciepłym blaskiem poranka.

Oczekując chwili

która pojawi się

wraz z zorzą

na niebie.

Przebudzona

oczekuję

spotkania z Tobą

z rannym

jaskółczym kwileniem.

Potrzeba nam

prostego

szczerego spojrzenia

na mnie i Ciebie.


***

Żalisz się

co dnia obwiniasz

czegoś Ci brakuje.

Zaufaj bez granic Bogu

lżej się poczujesz.

Jedna iskierka nadziei

mała wystarczy

abyś się poczuł

coś warty.

On każdego podnosi

ratuje.

Napełnia serca

miłością prawdziwą.

prostuje

ścieżki życia

krzywe.


***

I po cóż troska na twojej twarzy

– czas wciąż do przodu gna.

Nikt nie wie, co się jeszcze wydarzy

tajemna siła to wszystko pcha.

Niektórzy myślą – że są panami

snując życiowy bogaty plan

wszystko się wali i pod gruzami

przyznają cicho, kto tu jest pan.

Dlatego podnieś głowę zmęczoną

codzienną troską ulotnych chwil.

Uśmiech wokoło rozdawaj szczerze

jakbyś na chwilę tu tylko był.

Z naszych uczynków zapłatę gotują

która w wieczności bez kresu trwa

Miłość więc nieśmy wszystkim wokoło

żeby do raju wpuścili nas.


***

Dziś właśnie dziś

wielka radość we mnie tkwi.

Dziś właśnie dziś

jestem blisko, przy mnie ty.

Dziś właśnie dziś

każdy miły uśmiech śle.

Dziś właśnie dziś

życie nie jest takie złe.

A więc spojrzyj w moje oczy

czy Cię jeszcze zauroczy

ten magiczny szczęścia błysk.

Dziś właśnie dziś

ciepłym słowem darzysz mnie.

Dziś tylko dziś

jutro wszystko będzie snem.

A więc kiedy coś się chmurzy

niech spokoju nie zaburzy.

Niech zabłyśnie nam nad głową

niebo tęczą kolorową.

Dziś tylko dziś

mogę cieszyć się i śmiać.

Dziś tylko dziś

Ciebie też na wiele stać.

Dziś właśnie dziś

Niech muzyka w sercach gra.

Dziś właśnie dziś

i niech zawsze

radość trwa.


***

To cóż kochani,

że gdzieś umyka życie

aż ku krańcom świata.

Ja na swej szachownicy

figury dziwne przeplatam.

Przyjaciół wokół jeszcze

są uśmiechnięte twarze.

Na czarnym polu stojąc

o dniu szczęśliwym marzę,

a nieraz obraz znika

za mgłą, co z oczu płynie.

Więc warto grać partyjkę,

gdyż czas ponury minie,

zobaczę białe pola

jak wielki kwiat

rumianku.

I westchnę

dobrze z tobą grać

czasie – ty mój kochanku!


To nie pech

Chciałbyś zmienić bieg wydarzeń

i wciąż miotasz się

nie nadążasz z kalendarzem

dziś już nowy dzień.

Trzeba zacząć znów od nowa

przecież era przemian trwa

i tak szybko płynie czas.

Chcesz na chwilę się zatrzymać

a tu wszystko wali się

nie popędzaj, nie – „przeginaj’’

niech wskazówka sobie mknie.

Ty pozostań w swej zadumie

Żyć to szczęście, a nie pech


Matka różańcowa

Mówią że świat przewrócony

do góry nogami

a ja widzę błękitne niebo

nad nami.

Mówią, że wszystko już chore

a ja wciąż widzę

każdą roku porę.

Trwa jak nigdy

przecudna jesień

kolorowa barwami,

osnuta tęsknotą

jak pajęczynami.

Czerwień dojrzałej jarzębiny

jak modlitwa różańcowa

październikowa

dzieci i matek

polskiej rodziny.

Płyną jak co roku modły,

w splecionych dłoniach

różaniec.

Zdrowaśki

szeptem warg wznoszone

Matce Różańcowej,

która z gwiazd koronę

na swej skroni nosi

a nam

zdroje łask wyprosi.


W błękit nieba spoglądam

Z nutką tęskną wspominam

ukochane Mazury

pola uprawne

i wiatrem

kołysane łany

wioskę moją rodzinną

dom mój ukochany

chleb gorący,

ręką matki pieczony

miedzę

macierzanką pachnącą

czaplę po mokradłach

brodzącą.

Ten obraz już tylko

w pamięci zachowuję

w błękit nieba spoglądam

i tęsknotę czuję.


Wspomnienie

Słychać skrzypiec granie,

cienkie struny drżą,

jak listeczki

wiatrem kołysane.

Serce wypełnia

dziwna tęsknota

gdy skrzypeczki grają

to myśli wracają

gdzie zielone łąki,

mgłą wieczorną

jak lekkim szalem

okrywane.

Tam każdej wiosny

kolorowym kwieciem

majone chatki

i figurki w kapliczkach

Bożej Matki.

Tam moje dziecięce

lata zostały.

Teraz, gdy jestem już w życia jesieni

moje serce melodią skrzypiec zbudzone

zrywa się – wracam myślą

w stronę rodzinnej

mazurskiej ziemi i matki

do beztroskich lat szkolnych

i rodzinnej chatki.


Wspomnienie

Zapłakane deszczem powieki

ostatnie przed lotem oderwanie

za horyzontem znikł klucz

dzikich gęsi

suche badyle wiatrem kołysane

chłód zimny, powiew mgły

serca nie ostudzi.

Ten krzyż złamany w polu—mogiła

zapomniana przez ludzi

za pajęczyną, co jak fontanna

mieni się od deszczu barwami

chcę myślą być blisko z tobą

razem ze wspomnieniami.


Szachownica

Moje życie to wielka szachownica

Białe pole to dzień, a ciemne – noc

Gra ze mną partner – czas

Czasu jest nie dużo, nie mało

Każdy mój ruch, każde zagranie

To jest manewr umyślny lub bezmyślny

Nieraz bywa tak, że wszystkie figury

Patrzą na mnie z ukosa

Czasami są zachwycone

a niekiedy – zdumione.

Moja Królowa jest dumna

Mój Król płacze, to było złe zagranie

A partner czas znowu spłatał figlarne

posunięcie. Nie wiem, czy uda mi się

wymanewrować.

Trzymaj się – mówię – nie graj tak.

Ten ruch był zły.

Próbuję ominąć Konia, a tu

Laufer podstawia mi nogę.

Już nie wytrzymam, dalej nie mogę

Próbuję inne zrobić zagranie,

nagle czas stanął.

Nie, czasie, jeszcze nie koniec

tej gry. Trzeba wykonać

ruchy ze trzy – i tak dzień za dniem

gramy zawzięcie

Ja i czas – mój partner.

Gra toczy się dalej.


Sklejanie epizodów

Z epizodów codzienności

pragnę stworzyć poemat.

Ciągłe starania rozsypują się w pył

wiatr jesienny roznosi nostalgię

unoszącą się nad ziemią.

Krople deszczu kapią jak łzy

niespełnionych marzeń.

Klucz dzikich gęsi, przypomina,

że ostatni liść za chwilę spadnie.

Już powiało chłodem.

Rozmarzyłam się

– wszystko tak szybko znika,

jak ptaki w locie

za horyzontem.

Na nic poszukiwania przeszłości.

Nigdy nie wiem, co się jeszcze

Zobacz zdjęcia jako osobne strony: Oto wersja papierowa tej pięknej książki * Pani Stanisława Szeliga po raz pierwszy bierze do ręki swój tomik wierszy