Miłość...a wszyscy tacy zmęczeni
Znudzone żony
witają swoich spracowanych mężów...
Nad domami czyhają złodzieje czasu,
nikt ich nie zauważa
i nigdy nie łapie na gorącym uczynku
Dzieci chcą się beztrosko pobawić...
zanim całkiem dorosną,
a wszyscy już tacy zmęczeni...
Pod miotłą, w kącie -miłość zaniedbana
wiecznie oddycha- naszymi marzeniami,
lecz trwoży się,
że znów jej nie znajdą...
...dawno nikt już nie zamiatał...
Już nie...
Nie zbieram już łez do filiżanki,
Nie! - Już je wylałam do morza...daleko od domu
I zastrzegłam falom,
by w przypływach słabości,
nie wyszumiały mojego adresu
Nie pakuję już do torebki co rano,
miliona wątpliwości w szczęście
Nie! Już zakopałam je głęboko w ziemi...daleko od domu
I zastrzegłam małym mrówkom,
by nigdy ich do mnie nie przyprowadzały
Nie piszę już wierszy o złamanych sercach
Nie! Już je wrzuciłam do ognia...daleko od domu
I bezwzględnie zastrzegłam spopielonym kartkom...
...powrót do dawnego mieszkania...
Niestety nie wiem
Nie rozśmieszę Cię dziś do łez,
bo...nie mam Kochanie nastroju
Przez dziurawy most przeprowadź proszę mnie,
bo...sama zwyczajnie się boję
Nie obiecam przyszłości świetlanej,
choć razem pewnie będzie piękniej,
wielkiego domu z cudnym ogrodem
i bańki szczęścia co nigdy nie pęknie
Nie powiem, że wystarczy mi siły,
bo...niestety Kochanie nie wiem,
nie dam Ci rad jak dalej żyć,
bo...czasem nie jestem już pewna
Ale jedno dziś wiem Kochanie,
to dobrze, że przy mnie tu stoisz,
zaczyna grzmieć-przytulę Cię,
bo...sam zwyczajnie się boisz
Odchodzę
Ty teraz już z tego drwisz,
a mnie to wciąż zachwyca,
dlatego dalej....nie pójdziemy już razem
Nie rozumiesz?...Nic nie szkodzi...
Nie mam siły kolejny raz tłumaczyć...
Nawet nie przemokłam wyrzutami sumienia,
rozczarowanej miłości -niektóre zbrodnie,
uchodzą zupełnie na sucho...
...Odchodzę...