światła nocy
tworzą klimat magią neonów
radosna iluminacja
jak kolorowy płaszcz
skrywający czerń zaułków
wołają
obiecują
mnogość doznań
tu i teraz
szybko i mocno
przecież nie lubisz czekać …
słyszysz?
świdrujący sygnał karetki
przeplata się z głośną muzyką dyskoteki
gdzie rozkołysane biodra dziewcząt
i lepkie, spragnione dłonie mężczyzn
wirują wespół na dopalaczu „ecstasy”
popatrz
ktoś podpalił kloszarda - tak - dla zabawy
obok wymiocin - na chodniku - kałuża krwi
to pot włóczęgi - tym płaci za egzystencję
czyjś połatany uśmiech spadł jak zeschły liść
nie zagościł dłużej na ustach
nie zapomnisz
tępego odgłosu upadającego dziecka
z dziesiątego piętra - jest bardziej głuchy
niż dobry Bóg na twoje prośby
nawet te - wykrzyczane
spróbuj
nie bój się
samotny w tłumie możesz być anonimowy
to wszystko możesz kupić
w najlepszym gatunku
nie żaden „ersatz”
jeżeli szukasz…
bardziej kolorowego piekła - nie znajdziesz!
moja mała ojczyzna
co kwieciem pamięci wyrosła na gumnie
tam w strzechach wiatr smętnie gwiżdże
żaląc się światu -- bo inaczej nie umie
pędząc na złamanie karku -- sowizdrzał
wpadł między sztachety chylącego się płot
zaplątał się w rękaw dziadkowej koszuli
w sadzie - za chatą -- narobił sromoty
to znów do ogrodowego stracha się tuli
tu łąki zielone -- kwieciem wonnym umajone
i trzciny którym wiatr układa pióropusze
tu pola -- soczyste -- słońcem wypieszczone
i ziemia skrywająca historię zaklętą w ciszę
gdy słowa te piszę -- czego mi tak bardzo brak
dobrych oczu i spracowanych rąk babuni
i topoli nad strugą -- niby -- o tym samym szumi
lecz inaczej -- już nie tak -- nie tak...
** *
( ...a czasem - Don Kichotem być )
niech mówią -- głupiec i zatraceniec
jeżeli nie mieścisz się w przyjętych normach
bo nosisz w sobie nadzieję niezłomną
przetykaną szaleństwem
niech mówią -- dziwak i fantasta
jeżeli upadasz i podnosisz się z wiarą
bo w sobie masz wielki głód na życie
sycisz go pasjami
niech mówią -- cudak
ty zmierzaj do celu i nie zatrać po drodze
błękitu oczu i uporu błędnego rycerza
w nagrodę otrzymasz skrzydła
na miarę twoich marzeń
jesienne odloty
szare tęsknoty
klimat jak z obrazu
"odlot żurawi" - Chełmońskiego
nad rozlewiskiem chmury ciężkie
deszczem nabrzmiałe
jeszcze słychać podniecony gwar
dzikich gęsi przed odlotem
już za krótką chwilę
muzyka skrzydeł -- z wiatrem stworzy duet
i odlecą...
kluczem szerokim
opuszczony rezerwat
wypełni jesienna nostalgia
tęsknota
żal
nim ziemia
odda ostatni oddech
i do zimowego snu się złoży
ptasie etiudy zamieni na zimową dumkę
którą zanuci smętnie wiatr
na źdźbłach trawy i pałkach rogoży
i powlecze
po twardej grudzie
mroźną nutę
w dal
świat urojony
zerwana nić miłości
okalecza człowieczy byt
jest jak podarte prześcieradło
z rozmytym bólem
i odorem potu charakterystycznym cierpieniu
w walce...
rozmieniasz duszę na drobne
płacisz nią -- za coś
co samo w sobie -- nic nie jest warte
wyrywasz...
kawałek po kawałku
barwnej przestrzeni rzeczywistego świata
i łatasz owo prześcieradło
w zadośćuczynieniu sobie
sycąc tym samym
swój nieokiełznany apetyt
powoli...
budujesz więzienie z okratowanym oknem
i skazany na celę własnych urojeń
patrzysz spoza krat
ku jasnej wolności -- to świat ducha
tam ciebie nie ma
chcesz wyjść ?
za późno !
** *
( powracasz do mnie ...)
marzeniem wiosennym - parną czerwcową nocą
rozmytym na prześcieradłach zapachem jaśminu
nocnymi ogrodami co olejkiem różanym się pocą
niosąc woń do mych okien upajając mnie do świtu
powracasz delikatnym zefirem plącząc moje włosy
kroplą deszczu spadającą na papierową twarz
łoskotem burzowej chmury lub nawałnicy chłostą
smagającą wspomnieniem bezlitośnie raz po raz
powracasz do mnie zwiewnym snem letnim
przetykanym zapachem bzu i trelem słowika
podczas którego przeżywam i nie po raz ostatni
smakuję chwile wspólne i delikatnie je dotykam
w rozmyślaniu cichym dzielę je na frazy
oplatam w kokon słów wypowiadanych szeptem
każdą z osobna doprowadzam do ekstazy
potem -- umieram - to znów za myślami drepczę
zgarbiona...
i pukam ponownie do bram ogrodów Semiramidy
pragnę otworzyć je kluczem słów szeptanych najciszej...