W porę nieprzeczytane

01.10.2007 MS

Poleca nasz sympatyk

Henryk Grzywacz

Dziesięć minut temu dowiedziałem się, że moi bardzo dobrzy znajomi wczoraj się rozwiedli. Bez sensu: ani uzależnień, ani dziwkarstwo, ani nimfomania, ani przemoc w jakiejkolwiek postaci. Owszem, oboje uparci, ale czy to powód do rozwodu? A kochali się mocno, pobierali na studiach, emigrowali po dziesięciu latach klepania biedy od razu wszyscy razem. Siły na obczyznę, na nierówność startu, na inność wystarczyło na dwa lata. Ona startowała jak pershing, w górę, z kontraktem gwarantowanym jak mur na osiem lat, on szukał daremnie pracy, zżymając się na liczne kontakty, które wiązały żonę ze służbowymi partnerami. Ona latała do Londynu, do Ankary na medyczne kongresy, błyszcząc jak gwiazda, on jeździł na cały tydzień do pracy, którą wreszcie znalazł 200 kilometrów od rodziny. I tak się rozpadło, a jak to się odbywało, wiedzą tylko oni oboje, piękni, wykształcenia i leniwi tak bardzo, że zmarnowali szansę, by po 13 latach zawalczyć o swoją wielką studencką miłość. I o to, by dwójka ich wspaniałych dzieci nie musiała znaleźć się między młotem a kowadłem i nie tęsknić jak nie za jednym, to za drugim z rodziców.

A co to ma do rzeczy, czyli do książek polecanych? Ano myślę, że za późno wziąłem do ręki „Każdą szczęśliwą chwilę” Svevy Casati Mogignani. W tej powieści włoskiej pisarki też jest małżeństwo, trudne, ale szczęśliwe w osiemnastym roku małżeństwa. Trudne dla żony, matki trójki przeuroczych dzieci, bo musi raz po raz przebaczać ewidentne zdrady męża, wziętego dziennikarza, który mimo tych erotycznych ekscesów w hotelu każdego miasta, z którego robi reporterskie relacje, zapewnia matkę swoich dzieci, że tylko ją kocha ponad wszystkie pokusy świata. Cały trud wychowania dojrzewającej trójki, prowadzenia domu, użerania się ze służącą zwala na nią uznając, że i tak jest szczęśliwa, choć dla rodziny porzuciła zapowiadającą się znakomicie karierę autorek tekstów do piosenkowych szlagierów. Aż któregoś dnia nie zastaje swojej kury domowej. Zastaje poranny bajzel, którego on sam był codziennym autorem, wściekłe dzieci ze szkolnymi problemami, warczącego psa i posiniaczoną, naburmuszoną służącą, nawykłą do tego, że wiele rzeczy w domu robiła pani, a teraz noszącą na twarzy ślady zazdrości swojego macho.

Bohaterka usunęła się z życia rodziny. To samo prawie w tym samym czasie zrobiła jej śliczna matka, dla której czas się zatrzymał, dzielącą życie ze szlachetnym, wspaniałym człowiekiem, intelektualistą, dla którego inne kobiety mogły nie istnieć.

Wartka narracja wprowadza czytelnika w zdarzenia przeszłe, retrospekcja obnaża fakty, bohaterom wcześniej nieznane. Nie będę tu pisać, jak się huraganowo potoczyły zdarzenia, jak dziennikarz poznał swoje drugie oblicze, odbite w oczach żony i dzieci. Czytelnik sam się o wszystkim dowie, a ja nie będę odbierać mu przyjemności, jaką daje zajmująca lektura. Powiem tylko, że ja, chłop było nie było dojrzały, co z niejednego pieca jadł chleb i niejedno w życiu przeżył, już dawno nie miałem w ręki książki, która by tak dobrze pokazała, czym jest rodzina, bogactwo emocjonalne, jakiego jest źródłem, niedającym się zastąpić żadnym surogatem w doraźnym, na początku kuszącym związku. No, bo przecież nie bez powodu spośród setek czy tysięcy osób, jakie stają na naszej drodze, wybieramy właśnie tę jedyną, choć nie przypomina Leonarda di Caprio ani Sandry Bullock, a ma rozmaite wady, tak jak i my nie jesteśmy od nich wolni. To cała magia miłości, którą warto ocalić, w porę ocalić.

Jaka szkoda, że nie czytałem tej książki wcześniej. Dałbym tej parze wykształconych durniów „Każdą szczęśliwą chwilę” do poczytania, ale może wezmą ją do ręki chociaż ci, którzy akurat znaleźli się na zakręcie. Niejeden i niejedna znajdzie tutaj swojego sobowtóra i może zechce poprawić własny portret. Nie fizyczny, bo to małe piwo, ale duchowy i charakterologiczny. Na poprawę nigdy nie jest za późno.

A tak na marginesie. Znam parę, która się rozwiodła, a po siedmiu latach wzięła huczny ślub w ratuszu i żyje zgodnie i szczęśliwie po dziś dzień. Nie mogli ze sobą wytrzymać, ale okazało się, że jeszcze bardziej nie mogą bez siebie żyć.

Svena Casati Mogignani „Każda szczęśliwa chwila”, wydanie z 2003 r.