Jeszcze jedna propozycja lektury.
Przychodzi czas w życiu każdego z nas. Włączasz telewizor – film leci, oglądasz przez pierwsze piętnaście minut, aha, mówisz, to taka historia… Kto producentem? Aha, to musi się zakończyć optymistycznie, a więc wiadomo, jak. Jeżeli to produkcja któregoś z krajów, gdzie lubią widza torturować przez cały seans a najbardziej na końcu, to się zniechęcasz. I w jednym i w drugim przypadku wracasz przed ekran po mniej więcej godzinie. Mówisz, no, tak, można było przewidzieć. Albo nie wracasz.
Bierzesz książkę fabularną do ręki. Nudzą cię te opisy codziennych zdarzeń lub udziwnionych przypadków. I tak, jak w przypadku TV, zaglądasz na koniec albo i nie. Odstawiasz na półkę i nie kupujesz.
A czytać musisz, bo jesteś uzależniony.
Wtedy bierzesz do ręki tom poezji pt. Zbierane 1960 – 2005, kobieta napisała – Krystyna Miłobędzka. Starsza już pani. Ukryta za jakimś zakrętem pod Poznaniem.
I czytasz z zapałem. Dobrze ponad 300 stron. Zdumiewa cię, że ta poezja otwiera ci oczy. Zaspokaja wszystkie pragnienia estetyczne (patrz wyżej, że nie jesteś już pobudzonym nastolatkiem).
Czytasz i się nie nudzisz. Znajdujesz na każdej stronie coś, co nazwałabym fabułą nieprzewidywalną, taki kłębek, którego nić nigdy się nie kończy, choć nim z całą żarliwością kręcę.
I znajdujesz to, co twoje. I to, czego nie doświadczyłeś, a było w przelotnych zastanowieniach.
Krystyna Miłobędzka nie żyje w skansenie, mimo że na uboczu. Jest poetką, która lubi gry lingwistyczne. Język to słowa, cóż więcej?
I nie karmi nas gotowymi zdaniami, gotowymi fabułami i haftowanymi makatkami. Trzyma ręce i nogi w samym źródle Wisły. I nie zajmuje jej Wisła pod Krakowem, Warszawą, czy Gdańskiem.
Krystyna Miłobędzka: Zbierane 1960-2005
Wydawca: Biuro Literackie 2006 Wrocław
w serii Dożynki
Dwa wiersze, ze stron przypadkowo otwartych:
(Str. 177 )
reszta w cieniu tej samej drogi
pierwsze drzewa w jaśnie
nie, niebo nie
za bardzo nie moje, zawdzięczane
przyszłam już na gotowe
to przez mały zapas słów
tego się nie stwarza, to biegnie się przed siebie z całych, nie,
nie sił, nie pamięci
nie wiem, gdybym miała większy zapas słów
opowiadam ci tylko jak jestem zrobiona od środka, co we
mnie zostało
same drzwi
ten ruch od siebie
ręka na twojej głowie
więc jestem tu żeby żyć? żeby się podarować – co ze mnie za
prezent?
(oraz ze strony 233)
cisza
nie ma słów na las w śniegu
brnąć w to dalej?
przystanąć?
uklęknąć?
zawrócić?