na Dzień Wszystkich Świętych, wszystkich naszych bliskich, których nam brakuje na ziemi
Czas odejścia
Coś jeszcze słyszymy
szelest słów
jak liść w listopadowy dzień
kiedy niesiesz swą twarz
w słońca poranku
o świcie
cisza zamyka oczy ptakom
jeszcze czas
na twój wyraz dnia
na usta z kroplą rosy
i nie ma miejsca na sen
są gesty
zapach ziemi
kwiatów i świec
a ty niezapomniany w sobie
dla imion zamglonych
w świetle spadających gwiazd
przykucnął los
Święto Zmarłych
Cmentarz - śmierci Eden
żyjącym ku pamięci.
podziemne m-2, m-1
ale bez lęku, grozy
bo zieleń, kwaiaty i drzewa
tworzą wrażenie symbiozy.
Święty Listopad poświecił
dzień zmarłym, by składać im
w ofierze wieńce, kwiaty, znicze
i za ich dusze pacierze.
Nastrój wzrusza i urzeka
przypomina też jak szybko
czas wraz z pamięcią ucieka.
Przybyłych ludzi się nie zliczy
zapłonie cmentarz od zniczy.
Świetlista łuna zbliża niebo
w chryzantemy wystrojona
z wizją śmierci przyjaźnie
wyciąga do nas ramiona.
Tato
Nagłym podmuchem
zgasł płomień świecy
w pół przymkniętych źrenicach
dopełnienie
jak ćma pofrunął do światła
na kwietne łąki wieczności
zamykając przestrzeń
czasem określonym
odkryte karty
wybrzmiałe akordy
dłonie różańcem splątane
w zaciszu dębowych desek
pustka…
jakby od niechcenia
uparcie szarpie czułe struny
i zapalone znicze
Zmurszały czasem cierpliwie czeka
na zapomnianym skrawku cmentarza
gdzie tylko wiatr hula pośród nagrobków
i martwa cisza serca poraża
Zmęczony stary otwarł ramiona
żeby przytulić ślady istnienia
życiowych bankrutów co stąd odeszli
nie mogąc uciec od przeznaczenia
Gaśnie płomyczek w nagrobnej lampce
ktoś go zapalił tutaj od święta
krzyż skrzypi cicho szepcząc pacierze
za Tych o których nikt nie pamięta
morze łez
pamięci Noblisty
może morze
morze wiatr
morze mewa
biały ptak
morze słońce
morze kwiat
morze róż
i morze słów
morze kamień
morze grób
z Margarethe
u Twych stóp
Bezsilność
Śmierć przydarza się każdemu,
nieodwracalnie.
Wpisana w życie
z pierwszym oddechem,
dopada nas bezlitośnie.
Przyczyny są różne.
I wtedy wszystko znika,
codzienne kłopoty,
nabrzmiałe emocje.
Pozostają żywi,
rozpaczliwie bezsilni,
i płacz najprawdziwszy.