Angelus dla Skvoreckiego

20.09.2012 Maria Suchecka

Życie jest dziwne. Straszne. I piękne. Autor: Skvorecky

Obrazek niżej podpisany
wiki
Skvorecky

Przy pierwszych dziesiątkach stron „Przypadków inżyniera ludzkich dusz” myślałam, że odłożę książkę, na którą polowałam kilka miesięcy, czyli od chwili, kiedy na telewizyjnym kanale Kultura przypomniano, że jej autor otrzymał 5 grudnia 2009 roku Nagrodę Literacką Środkowej Europy „Angelus”. Domyślając się, że były powody, by Josefowi Skvoreckiemu przyznać to ważne, prestiżowe wyróżnienie, postanowiłam nie zaniechać lektury. Książka licząca 852 strony okazała się nadzwyczaj interesująca. Jest bogata tematycznie: polityka, miłość, proces twórczy, emigracja, nostalgia, Wschód, Zachód, komunizm, kapitalizm, demokracja, totalitaryzm, wierność i niestałość, portrety psychologiczne doskonale zarysowanych dziesiątków postaci. Prawdę mówiąc, z tego przeobfitego materiału można by wykroić pięć porywających powieści, gdyż, jak pisze autor, „w jednym życiu może zmieścić się strasznie dużo”.

Najwcześniej rozgrywające się zdarzenia sięgają czasów wojny i hitlerowskiej okupacji. Główne wątki doprowadzone są do drugiej połowy lat siedemdziesiątych ub. wieku. Wspomnienia kłębią się w głowie Daniela, pisarza, czeskiego dysydenta, literaturoznawcy wykładającego na jednym z uniwersytetów w Kanadzie i blisko związanego ze środowiskiem czeskich emigrantów, przeważnie politycznych. Książka powstawała od października 1975 roku do czerwca 1977 r. Ukazała się dzięki grantowi przyznanemu przez władze Kanady. Jej topografia jest ogromnie rozległa, gdyż poprzez losy bohaterów prowadzi czytelnika i do Moskwy, i do Pragi, do Paryża, Australii i w rozmaite inne miejsca, ale dla mnie, mieszkanki Kotliny Jeleniogórskiej, szczególnie wzruszające są opisy sudeckiej mieściny, której okoliczne górskie pejzaże my, jeleniogórzanie, mamy w oczach przy każdej wyprawie w pasmo okalające miasto. Jest nią Kostelec z piętrzącą się nad nim Czerną Horą, gdzie narrator spędził dzieciństwo i gdzie przeżył swoje młodzieńcze miłości.

Książka jest miejscami wstrząsająca (opisy ubeckich tortur), a miejscami powoduje wybuchy śmiechu – z takim poczuciem humoru zapisane są niektóre sytuacje.

Ludzie pióra, a ci najczęściej zaglądają na nasz portal, mogą być szczególnie zainteresowani tymi fragmentami, które zawierają odniesienia do dorobku wielkich ludzi pióra, najczęściej przełomu XIX i XX w. Oraz do tych stron, np. od 356 do 364, gdzie snute są dywagacje na temat procesu tworzenia. Szczególnie interesująca są listy, wplecione w narrację, tak zindywidualizowane pod względem treści, formy a nawet pisowni, że w sposób znakomity portretują autorów.

Ktoś, kto przyzwyczajony jest do tego, by chłonąć w sposób zdyscyplinowany zarysowaną fabułę, będzie rozczarowany. W powieści manifestuje się ogromna swoboda twórcza. Do wątków, opisów, wszystkich innych elementów budowy konstrukcji Skvorecki sięga w sposób absolutnie wolny. Być może jednym czytelnikom utrudni to uchwycenie całości zdarzeń z tej wielkiej książki, innych zaś może zachwycić ten nieskrępowany strumień literackiego zapisu.

Ja zaś, pochłaniając książkę, od czasu do czasu przenosiłam na kartkę szczególnie uderzające kwestie, np.: „…antagonizm klasowy jest głębszy niż rasowy (…) rasowa nienawiść w jednej ze swych funkcji służy do odwracania uwagi od bezprawia społecznego”.

Albo z innej „beczki”: „Sztuka wychwytuje esencję, która w naturze jest niej lub bardziej rozrzedzona. W sztuce jest ona zagęszczona, jako potencjalna możliwość. A ponieważ sztuka oznacza możliwość, może oznaczać wszystko możliwe na świecie”.

Tak więc z czystym sumieniem rekomenduję powieść laureata nagrody Angelusa, choć zabrakło mi słów, by oddać całe jej bogactwo.

Wywiad ze Skvoreckim, po angielsku, można sobie przetłumaczyć w google tłumacz

Josef Skvorecki „Przypadki inżyniera ludzkich dusz”, przekład z czeskiego Andrzej S. Jagodziński.

Zobacz zdjęcia jako osobne strony: Skvorecky