Lustro pełne zmarszczek

03.04.2017 Maria Suchecka

najbardziej zaskakująca i tajemnicza książka 2016 roku

Obrazek niżej podpisany
eksperymenty

Tę książkę polecam wszystkim starowinom obojga płaci. Mam na myśli „Małe eksperymenty ze szczęściem”. Na ostatniej stronie okładki wyczytałam, że jest to „Najbardziej zaskakująca i tajemnicza książka 2016 roku. Dziennik, w którym nie ma tabu”. Kiedy zabieram się za lekturę nowej pozycji, lubię poszukać w internecie informacji o autorze. Tym razem nic z tego, bo powieść napisał „Autor, który nie zamierza się ujawnić. Domyślam się, że to jakiś starzec, ale nie stetryczały. To ktoś, kto zamieszkał w domu opieki i poznał ludzi w swoim wieku (ci najmłodsi dopiero po siedemdziesiątce, reszta sięga o dziewiątą dekadę życia. No i moja generacja, a ja do niej należę, może przejrzeć się w tej powieści jak w zwierciadle. Zobaczyć zmarszczki, obwisłe policzki i podbródki, łysiny przeświecające przez resztki włosów, siwizny pań wyzierające spod odrostów, nieskutecznie pokryty makijażem uwiąd urody. Pensjonariusze domu starców są zrzędliwi, niechętni wobec siebie, zawistni, napastliwi, podejrzliwi, złośliwi,

Narzekający na wszystko i tylko ślady młodości, nawet tej wojennej, jawią się jako jasne pasma w wietrzejącej pamięci. W tym domu są dwa sektory. W jednym przebywają ci, którzy potrafią zapewnić sobie samoobsługę, zmienić wmiarę potrzeby pampersy, ślinią się przy posiłkach umiarkowanie, naturalne odgłosy trawiących, starych żołądków potrafią zatuszować nagłym porywem udawanego kaszlu, żeby ci z sąsiedztwa nie poznali, co to za odgłosy i wonie wydobywają się z ich siedzeń. W drugim sektorze przebywają starcy wymagający całkowitej opieki, najczęściej z powodu utraty pamieci i umiejętności rozumnego reagowania na wszelkie bodźce.

Nie wszyscy jednak podlegają tej regule. Narrator, który przedstawia się jako Hendrik Groen, pisze dziennik. Opisuje w nim dramatyczne (upadki, złamania, zgony) ale też i zabawne zdarzenia, jak na przykład pomór rybek w akwarium, nakarmionych specjalnie ciasteczkami przez jednego z pensjonariuszy po to, by rozsierdzić kierowniczkę tego zakładu. A kierowniczka jest paskudna nie tyle z wyglądu, co z charakteru i zamiast ułatwiać, to utrudnia życie swoich podopiecznym. Narrator znajduje sobie podobnych, którzy szukaja odmiany w nudzie i monotonii tej egzystencji. Zakładają kilkuosobowy klub, na zmianę każdy z nich wymyśla jakąś atrakcję: a to wyjście do ogrodu botanicznego, a to warsztaty kulinarne w eleganckiej restauracji, a to naukę gry w polo lub coś innego, co nie jest przewidziane w planie działań adresowanych przez kierownictwo dla pensjonariuszy. Wracają szczęśliwi, rozbawieni, wzbudzają zazdrość pozostałych. Ani ich pomysłowość, ani inteligencja, ani poczucie humoru nie wygrywają z prawami natury. Jeden cukrzyk musi się poddać amputacji. Jedna z uroczych pań traci pamięć, ale postanawia wydać resztę oszczędności na sprawienie radości sobie i przyjaciołom, a najbardziej urocza z klubowych pań rozkochuje w sobie narratora, który jest wdowcem i ulega urokowi szczupłej, więdnącej, ale zachowującej wdzięk i elegancję staruszce, a końcu jednak i ona zostaje przeniesiona do tego drugiego sektora, gdzie nie może się zdarzyć nic innego, jak zgon.

Pensjonariusze boja się cierpienia. Negocjują z lekarzem w sprawie eutanazji. Chcą załatwić formalności, póki rozum jeszcze funkcjonuje. To jest piękna, poruszająca powieść, która traktuje o okrucieństwie starości. Uczy i ostrzega, jak nie znaleźć się w jej najgorszym wydaniu. Napisałam na wstępie, że polecam ja wszystkim starowinom. Teraz zmieniam zdanie. Polecam ją wszystkim, którzy dopiero do starości zmierzają lub zmagają się z nią w wydaniu starszego pokolenia.

Małe eksperymenty ze szczęściem. Sekretny dziennik Hendrika Groena, lat 83 i ¼., z niderlandzkiego przełożył Ryszard Turczyn, Poznać 2016, Wydawnictwo Albatros Andrzej Kuryłowicz s.c.

Zobacz zdjęcia jako osobne strony: eksperymenty